pewien gładysz, zauważywszy Peronellę, zakochał się w niej. Nie szczędząc starań i zalotów dla pozyskania jej, zdołał dojść wreszcie do pożądanego celu. Dla zapobieżenia wszelkiemu niebezpieczeństwu, miłośnicy umówili się, że Giannello Strignario (tak się zwał kochanek Peronelli) ma stać gdzieś wpobliżu domu i czekać, aż mąż, zwykle o świcie spieszący do pracy, wyjdzie z mieszkania. Poczem Gianello miał przejść przez ulicę Avorio, na której małżeństwo mieszkało, i pospieszyć bez najmniejszej obawy do Peronelli. Zaułek ten był pusty i od środka miasta oddalony. Gdy mąż do pracy wychodził, miłośnik jego żonę odwiedzał. Przez długi czas kochankom wszystko bezkarnie uchodziło. Pewnego poranka zdarzyło się jednak, że, gdy Giannello przybył i Peronellą się cieszył, mąż, który zwykle przez cały dzień do domu nie wracał, nagle o wczesnej godzinie powrócił, a znalazłszy drzwi od wewnątrz zawarte, pukać począł. Stuknąwszy raz, pomyślał sobie:
— Boże, wieczysty dank Tobie i chwała! Ubóstwem mnie coprawda dotknąłeś, aleś za to pobłogosławił mnie zacną i młodą żoną. Patrzcie, od chwili, gdy zaryglowała drzwi po mojem wyjściu, tak dotąd dla uniknięcia pokusy ich nie otwarła.
Peronella tymczasem, poznawszy męża po sposobie pukania, zawołała:
— Biada mi, Gianello! Zginęłam! Mąż mój, którego oby kaduk porwał, stoi przed drzwiami! Zachodzę w głowę, co to ma znaczyć, bowiem nigdy o tej godzinie nie powracał. Może spostrzegł, gdyś wchodził do mnie? Aliści niema czasu na namysły! Właź do tej kadzi, ja zaś tymczasem pójdę mu otworzyć i dowiem się, co ten jego dzisiejszy tak wczesny powrót ma oznaczać.
Gianello, nie mieszkając, schował się do kadzi. Peronella zasię, otworzywszy mężowi, rzekła z gniewnym wyrazem oblicza:
— Cóż to znów za nowe obyczaje? Dlaczego tak wcześnie dzisiaj powracasz? Widzę, że wszystkie narzędzia z sobą przynosisz, może więc próżnować zamyślasz? Z czegóż żyć będziemy, jeśli tą modłą postępować będziesz? Czy sądzisz, że pozwolę, abyś ostatnią sukienkę moją i tę trochę bielizny, jaką jeszcze posiadam, zastawił? Przez dzień i noc nie wstaję od kołowrotka, ciała już prawie pod paznogciami nie czuję, a ledwie mogę zarobić na olej do lampy. Ach, mój mężu, mój mężu, wszystkie sąsiadki cierpliwości mojej nadziwić się nie mogą i drwinki sobie ze mnie stroją! Ty tymczasem powracasz do domu w godzinie, o której przy robocie przecie znajdować się powinieneś...
Rzekłszy te słowa, zalała się rzewnemi łzami, a potem, nie dając mu przyjść do słowa, tak ciągnęła dalej:
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/458
Ta strona została przepisana.