wien pozór do częstego obcowania z nią, wypowiedział jej pewnego razu pragnienie swoje, które już dawno ze spojrzeń jego wyczytała. Aliści chocia wyznania jego przychylnie przyjęte zostały, przecie mało z tego zysku odniósł.
Po jakimś czasie, nie wiedzieć zresztą, z jakiej przyczyny, Rinaldo mnichem został. Wstąpiwszy do klasztoru, wyrzekł się wszelkich pragnień tego świata, a więc i miłości do pani Agnesy. Wkrótce jednakoż, nie zdejmując habitu, do dawnych swych upodobań powrócił, począł się w świetnych szatach lubować, canzony, sonety i ballady układać, piosenki śpiewać i za rozrywkami się uganiać. Pocóż jednak mówić o przemianach, jakie w duszy brata Rinalda zaszły? Jestże mnich, któryby inaczej postępował? O hańbo naszego wieku, pełnego zepsucia! Nie wstydzą się oni tłustych swych postaci i czerwonych oblicz wszędzie pokazywać, i za wytwornymi strojami przepadać. Podobni są raczej nie do pokornych gołębi, ale do hardych kogutów z nastawionemi grzebieniami. Cele ich pełne są puzder ze słodyczami, puszek z maściami kosztownemi, flaszek i butelek, napełnionych pachnidłami i olejkami, dzbanów z małmazją i winami greckiemi, tak iż cele te przybyszowi nie schronem mnicha, ale raczej kramem z wonnościami i składem delikatnych przysmaczków się wydają. Bezwstydnie przyznają się, iż ich podagra trapi. Mniemają, jakoby ludziom wiadome nie było, iż umiarkowanie, długie czuwania po nocy, modły i biczowania człeka bladym i znękanym nie czyniły, że święty Dominik i święty Franciszek nie mieli po cztery habity na zmianę, i że ich grube, proste szaty nie za strój, jeno za ochronę od zimna służyły. Jakeśmy tedy powiedzieli, w bracie Rinaldo dawne namiętności znów do głosu doszły. Od tego czasu jął postępować z jeszcze większą śmiałością. Piękna Agnesa wiedziała o słabości mnicha. Rinaldo wydał się jej znacznie urodziwszy, niż pierwej.
Skrywając jeszcze swoje uczucia, spytała:
— Bracie Rinaldo, zali mnichom w ten sposób postępować się godzi?
— Gdy zdejmę habit mniszy — odparł Rinaldo — obaczycie, że jestem takim samym człekiem, jak i każdy inny.
— Jakże mi przykro — zawołała białogłowa. Jestem waszą kumą; miłość do was byłaby wielkim grzechem!
Słyszałam bowiem nieraz, że miłość do kuma jest rzeczą występną wielce. Gdybym się kary nie obawiała, ochotniebym waszą prośbę spełniła.
— Nie bądźcie taką prostaczką — odparł Rinaldo. — Oczywista, jest to grzechem, ale ludziom, okazującym skruchę, Bóg jeszcze cięższe grzechy od-
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/462
Ta strona została przepisana.