Zbudzeni sąsiedzi przystąpili do okien, pytając, co się stało. Wówczas Ghita wybuchnęła płaczem i zawołała:
— Spójrzcie na tego bezwstydnego człowieka, który codzień pijany do domu przychodzi, albo noce w szynkowniach przesypia, nigdy wcześniej, jak o tej porze, nie powracając! Znosiłam to długo, bardzo długo, ale wreszcie cierpliwości mi zabrakło. Ponieważ moje prośby żadnego skutku nie odnosiły, postanowiłam go zawstydzić i drzwi mu przed nosem zawrzeć. Może go to wreszcie poprawi!
Tofano, zamiast zmilczeć, dusząc się ze złości, opowiedział, jak się rzecz istotnie miała, i zagroził okrutnie swojej żonie. Wówczas Ghita, obróciwszy się do swoich sąsiadek, zawołała:
— Patrzcie, co to za człowiek! Cóżbyście powiedziały, gdybym to ja stała na ulicy, a on był w domu? Jak Bóg na niebie, uwierzyłybyście jego oskarżeniom! Teraz jednak same osądzić możecie, jak nikczemny jest ten człowiek, skoro całą winą mnie chce obarczyć. Ani chybi w chęci nastraszenia mnie rzucił jakiś przedmiot do studni. Szkoda, że sam do wody nie wskoczył i nie rozcieńczył trochę tego wina, którem się tak upił.
Wysłuchawszy słów białogłowy, sąsiedzi jęli gromić Tofana; ze wszystkich stron posypały się na niego obelgi i wyrzuty. Wnet wieść o tem, co się stało, z ust do ust przechodząc, dobiegła do krewnych pani Ghity. Ci, srodze oburzeni, przybiegli co żywo na miejsce wypadku i o mały włos biednemu Tofanowi wszystkich kości nie połamali. Poczem, wszedłszy do domu, zabrali panią Ghitę i wszystkie rzeczy, do niej należące, i odeszli, obiecując Tofanowi zemstę.
Tofano dopiero teraz poznał, dokąd go zazdrość zawiodła. Pełen skruchy i żalu, miłował bowiem żonę swoją niezmiernie, zwrócił się do kilku przyjaciół, aby byli pośrednikami między nim a Ghitą.
Gdy wreszcie młoda białogłowa na powrót doń się zgodziła, Tofano całą duszą się cieszył. Przyrzekł także swej żonie, że nigdy już zazdrosnym nie będzie i że da jej wolność czynienia, co sama zechce, byleby tylko rozumnie postępowała i aby on o niczem nie wiedział. Tak tedy z Tofano powtórzyła się historja głupiego chłopa, którego dobrze kijami wymłócono, aby się później z nim pogodzić.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/470
Ta strona została przepisana.