biegł z domu. Pani Sismonda, która to wszystko słyszała, ujrzawszy męża oddalającego się, otworzyła drzwi od komnaty i zapaliła światło. Srodze pobita służka tonęła w gorzkich łzach. Pani Sismondzie żal się jej zrobiło. Pocieszyła ją więc jak mogła najlepiej i odesłała ją do alkierza, wydawszy uprzednio rozkaz, aby się nią troskliwie zajęto. Wynagrodziła ją takoż hojnie pieniędzmi Arriguccia za doznaną krzywdę, poczem pospieszyła do sypialnej komnaty, doprowadziła łoże swoje do porządku, tak aby się zdawać mogło, że tej nocy nikt jeszcze w niem nie leżał, zapaliła lampkę nocną, ubrała się, uczesała i zasiadła z robotą niedaleko schodów, czekając, co będzie dalej. Tymczasem Arriguccio, prawie bez tchu w piersiach, przybiegł do domu braci żony swojej i póty się do drzwi dobijał, póki mu ich nie otwarto. Trzej bracia pani Sismondy oraz matka jej, poznawszy, że to Arriguccio przybył, wstali natychmiast, kazali światło zapalić i wyszli mu naprzeciw z zapytaniem, co go o tak późnej godzinie sprowadza? Wówczas Arriguccio opowiedział im wszystko od chwili, gdy na wielkim palcu nogi swej żony nitkę znalazł i wyznał, co z żoną swoją uczynił. Na dowód prawdy ostatnich słów swoich wręczył im włosy, które, jak mniemał, żonie obciął, poczem zażądał, aby przybyli po panią Sismondę, zabrali ją do siebie i postąpili z nią, jak im się podoba — on bowiem ani chwili dłużej w domu swoim niewiernej żony znosić nie chce.
Bracia pani Sismondy, zapaleni gniewem na nią i pełni wiary w słowa jej męża, rozkazali zapalić pochodnie i pośpieszyli z Arrigucciem do jego domu, w zamiarze ukarania winowajczyni. Matka, zalewając się łzami, biegła za nimi i zaklinała ich, by nie wierzyli oskarżeniom Arriguccia i dobrze raz jeszcze całą rzecz rozważyli. Przedstawiała im, że mąż, rozgniewany na żonę z innego powodu, mógł ciężko ją pokrzywdzić, a teraz dla usprawiedliwienia siebie podobną potwarz wymyśleć! Starucha mówiła także, że nie może jej się w głowie pomieścić, aby białogłowa, która tak troskliwe wychowanie odebrała, mogła być do podobnego występku zdolna.
Gdy bracia wraz z matką doszli do domu Arriguccia i poczęli wstępować na schody, pani Sismonda, usłyszawszy kroki nadchodzących, spytała przez drzwi:
— Kto tam?
Na to jeden z braci odpowiedział:
— Zaraz się dowiesz, występna białogłowo!
— Co to ma znaczyć? — zawołała pani Sismonda — Boże, zali się coś złego stało?
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/492
Ta strona została przepisana.