ponad zasługę moją, łaskami swemi obdarza. Teraz dosyć na tem! Na przyszłość nie ośmielaj się nigdy z podobnemi poselstwami do mnie przychodzić!
Lusca nie dała się zbić z tropu gniewnemi słowy młodzieńca i rzekła:
— Pyrrhusie, ilokrotnie pani moja mówić mi z tobą poleci, będę to czyniła, nie zważając na to, czy cię to cieszyć, czy gniewać będzie. Na ten raz zasię oświadczam ci, że głupcem jesteś!
To rzekłszy, w wielkiem rozdrażnieniu powróciła do pani swojej i powtórzyła jej odpowiedź Pyrrhusa, co tak zmartwiło młodą białogłowę, że w głos śmierci przyzywać poczęła. Po kilku dniach jednak przywołała znowu pani Lidja Luscę i tak rzekła do niej:
— Wiadomo, że jednem cięciem dębu obalić nie sposób. Dlatego też myślę, iż dobrze będzie, jeśli udasz się raz jeszcze do tego człeka, którego niebo na zgubę moją takiem poczuciem wierności obdarzyło i spróbujesz wzruszyć go obrazem cierpień, żądzy i tęsknoty mojej. Zrób to, bowiem jeśli stan dzisiejszy dłużej potrwa, czuję, że umrę. Zresztą, kto wie, może Pyrrhus czeka na powtórne poselstwo ode mnie. Gdyby go nie otrzymał, mógłby sądzić, że zadrwiłam z niego, a wówczas znienawidziłby mnie na zawsze.
Lusca pokrzepiła swoją panią słowami otuchy i udała się do Pyrrhusa. Znalazła go w wesołem usposobieniu. Nie zwlekając tedy, rzekła do niego:
— Przed kilku dniami oznajmiłam ci, Pyrrhusie, o wielkiej miłości, jaką żywi pani nasza do ciebie, teraz zasię powtarzam ci jeszcze raz, że, jeśli prośbami zmiękczyć się nie dasz i nadal okrutnym pozostaniesz, wkrótce ją na marach ujrzymy. Zaklinam cię tedy, uspokój ją, w przeciwnym razie bowiem będę cię musiała uważać za głupca, a nie za rozumnego człeka. Powinieneś być dumny z tego, że tak dostojna i piękna dama cię miłuje, powinieneś takoż gorący dank złożyć swemu losowi, zważywszy na to, czem cię on obdarza i jakie źródło pomocy w ciężkiej potrzebie ci odkrywa. Któżby w większe od ciebie opływał dostatki, gdybyś tylko chciał być rozumnym człekiem? Któż posiadałby piękniejsze rumaki, broń, odzież i trzos, pełniejszy niż ty? Posłuchaj tedy słów moich i namyśl się dobrze; pamiętaj przytem, że szczęście raz tylko ręce do człowieka wyciąga i że kto z niego w czas skorzystać nie chce lub nie umie, nędzny i opuszczony, próżno się potem żali i sam siebie tylko oskarżać może. Zważ także, że sługa tego, czy innego pana nie ma wobec niego tej świętej powinności, co krewniacy i przyjaciele. Słudzy winni tylko wiernie swoim panom służyć i postępować z nimi tak, jak oni z nami postępują. Zali mniemasz, że gdyby twoja matka, córka, żona lub siostra Nikostratowi się podobała,
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/499
Ta strona została przepisana.