— Dajmy więc temu pokój — odrzekł drwiąco Pyrrhus. — Zresztą używaliście, panie, swojej własności, nikt wam więc tego za złe wziąć nie może!
Nikostrato, zadziwony coraz bardziej tem, że Pyrrhus tak uparcie przy swojem twierdzeniu obstaje, próbował na rozmaite sposoby przekonać go, że to, co widział z drzewa tylko przywidzeniem było. Wszystko napróżno jednak. Wówczas, zniecierpliwiony, zawołał:
— Czekaj! Wejdę tedy sam na drzewo i przekonam się, czyś ty oszalał, czy też ta grusza zaczarowaniu podlega.
To rzekłszy, na wierzchołek drapać się począł. Dama i Pyrrhus, ujrzawszy go na gałęzi, jęli się pieścić nawzajem. Na ten widok Nikostrato wrzasnął z drzewa:
— Do pioruna, bezecna białogłowo i ty, Pyrrhusie, któremu tak ufałem, co wyrabiacie?
— Siedzimy spokojnie — odrzekli oboje zapytani. Po chwili, widząc, że Nikostrato schodzić z drzewa poczyna, rozdzielili się coprędzej i na dawnych miejscach, zdala od siebie, usiedli. Tymczasem Nikostrato stanął na ziemi i, zwróciwszy się do żony, lżyć ją począł. Pyrrhus odparł mu w te słowa:
— Wstrzymajcie się, Nikostracie! Teraz dowodnie przekonywam się, że w samej rzeczy, jak to niedawno rzekliście, uległem złudzeniu, siedząc na tej osobliwej gruszy. W mniemaniu mojem gruntuje mnie to, że i wy podobnej złudzie podlegliście. Cóż wam bowiem do głowy przychodzi? Jak możecie o podobną rzecz posądzać żonę swoją, która jest wielce obyczajną i szlachetną białogłową? Gdyby pani Lidja chciała podobną ujmę wam wyrządzić, pewnieby tego na waszych oczach nie czyniła. Siebie nawet bronić nie myślę, czuję, bowiem, że pierwej na ćwierci dałbym się porąbać, niżbym o czemś podobnem odważył się pomyśleć, a cóż dopiero dokonać tego i to jeszcze w przytomności waszej! W gruszy tej, wierę, szatańska moc jakaś siedzieć musi i ona to tumanem ludzkie oczy przysłania. Widziałem, jak trzymaliście żonę swoją w ramionach i nigdybym nie uwierzył, że to nie była prawda, gdybym od was, panie, się nie dowiedział, że i wam się różne niedorzeczności przewidziały.
Lidja, która przez cały ciąg mowy Pyrrhusa, gwałtowne okazywała poruszenie, wstała i, zwracając się do Nikostrata, zawołała:
— Niech cię niebo ukarze za to bezecne posądzenie, którem mnie obraziłeś... Zarzuciłeś mi nieuczciwość i głupotę zarazem — przebaczam ci to jednak i tyle tylko mam ci do powiedzenia, że gdybym chciała rogi ci przy-
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/505
Ta strona została przepisana.