widocznie ze zbytniej gorliwości tak ciężko zachorzał, że po kilku dniach rozstał się z tym światem.
W trzy dni dopiero po śmierci swojej (ani chybi, bowiem, pierwej nie mógł), wierny danej przez się obietnicy, pokazał się w nocy Meuccio, w głębokim śnie pogrążonemu. Na dźwięk jego głosu ocknął się Meuccio i zawołał:
— Kto to?
— To ja, Tingoccio — odrzekł duch — zgodnie z daną obietnicą, przynoszę ci wieści z tamtego świata.
Meuccio przeraził się temi słowy, zebrawszy jednak po chwili na odwagę, rzekł:
— Witaj mi, bracie, zali zgubiony jesteś?
— Zgubiony? — odparł Tingoccio — zgubione są tylko rzeczy, których odnaleźć niesposób, a jakżeż ja mógłbym być tutaj, gdybym był zgubiony?
— Źle mnie pojąłeś — przerwał mu Meuccio — pytałem się bowiem, czy znajdujesz się między potępionemi duszami w trawiącym ogniu piekielnym?
— Tak źle nie jest — odparł Tingoccio — w każdym razie jednak z powodu popełnionych grzechów wielkie męczarnie znoszę.
Meuccio począł wypytywać ducha, jakie kary spotykają umarłych na tamtym świecie za ten lub ów grzech, za życia popełniony, a Tingoccio na wszystko szczegółowo odpowiadał.
Poczem Meuccio zapytał, czy nie mógłby w czemkolwiek mu dopomóc, na co Tingoccio odparł, że owszem, a mianowicie, dając na mszę, modląc się i jałmużny sypiąc, to bowiem na tamtym świecie wielką ulgę duszom przynosi. Meuccio przyrzekł mu uroczyście uczynić to dla niego i zamilkł, gdy jednak ujrzał, że Tingoccio już do odejścia się zbiera, przypomniał sobie o kumoszce Micie i zatrzymał ducha.
— Aha, Tingoccio! — zawołał — wstrzymaj się jeszcze chwilę, dobrze, że mi to na myśl przyszło; jaką też karę naznaczono ci za to, żeś na tym świecie sypiał tak często ze swoją kumą?
— Bracie — odparł Tingoccio — przybywszy tam, spotkałem istotę, która zdała się wszystkie grzechy moje napamięć umieć. Istota ta kazała mi udać się w pewne miejsce, gdzie z ciężką skruchą wśród strasznych mąk winy moje opłakiwać musiałem pospołu z wieloma towarzyszami, skazanymi na podobną pokutę. Gdy mi kumoszka moja na myśl przyszła, jąłem oczekiwać sroższej jeszcze kary od tej, co mnie już spotkała, zadrżałem ze strachu, mimo, żem
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/509
Ta strona została przepisana.