oddalającego się Bentivegnę, pomyślał, że teraz sposobna chwila nastała, aby zajść do Belcolory i szczęścia u niej spróbować. Nie zwlekając tedy, wziął nogi za pas i co tchu w piersiach popędził do domu swej umiłowanej. Wszedłszy do sieni, zawołał:
— Pokój temu domowi! — Nie usłyszawszy odpowiedzi, dodał: — Cóżto, zali niema tutaj nikogo?
Belcolore, znajdująca się w tej chwili w piwnicy, odrzekła:
— Ach! to wy, panie, witajcie! Cóż was na taki skwar z domu wygania?
— Eh! na moją duszę — zawołał proboszcz — cóżby innego, jeśli nie chęć przepędzenia z tobą radosnej chwili w czasie nieobecności męża twego, którego spotkałem na drodze do Florencji.
Gdy tych słów domawiał, Belcolore wyszła z piwnicy, usiadła na ławie i poczęła przebierać konopne nasienie, które mąż jej zebrał przed kilku dniami.
Proboszcz, tą jej obojętnością do żywa dotknięty, zawołał:
— Belcolore, Belcolore, długoż mnie jeszcze w ten sposób zwodzić będziesz?...
— A cóż ja wam złego robię? — spytała, śmiejąc się, białogłowa.
— Nic mi nie robisz — odrzekł proboszcz — ale i mnie nie pozwalasz robić tego, czegobym gorąco pragnął i co samo niebo nakazało.
— No, no! — zawołała Belcolore. — Czy i duchowne osoby podobne rzeczy czynią?
— Wiedz, że tak, i to lepiej od innych ludzi — odrzekł proboszcz. — Dlaczegoby zresztą inaczej być miało? Nie mamyż wszystkiego, co ku temu potrzebne? Sposobniejsi nawet jesteśmy do tej roboty od innych, bo rzadziej się jej imamy. Uwierz mi, że nie wyszłoby ci to na złe, gdybyś mi wstrętów nie czyniła.
— I cóżbym z tego miała? — odrzekła Belcolore. — Wiadoma to rzecz, przecie, że wy wszyscy skąpsi jesteście od samego djabła.
— Ja skąpcem nie jestem — odparł proboszcz. — Wkrótce zresztą dowodnie się o tem przekonasz. Czegobyś pragnęła? Pary trzewików, przepaski, sztuki pięknej materji? — żądaj tylko, a wszystko dać ci jestem gotów!
— Nie — rzekła Belcolore — to wszystko i ja posiadam, aliści, jeżeliście naprawdę tak dla mnie łaskawi, jak powiadacie, uczyńcie mi inną przysługę, a ja za to odwdzięczę się wam, wedle woli waszej.
— Mów tylko — zawołał proboszcz — a wszystko uczynię!
— Otóż — zaczęła Belcolore — w sobotę muszę jechać do Florencji dla
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/523
Ta strona została przepisana.