— Cóż tu dłużej mamy robić? Chodźmy do domu.
— Chodźmy — odrzekł Bruno — ale klnę się na Boga, że mi już nigdy Calandrino podobnego figla nie wypłata. Ach, gdybym go teraz miał przed sobą tak blisko, jak niedawno go jeszcze miałem, walnąłbym go tym kamyczkiem w łydkę, aby popamiętał na długo, co to znaczy kpić sobie ze mnie.
To mówiąc, trzymanym w ręku kamieniem ugodził w nogę Calandrina.
Calandrino, poczuwszy ból, syknął lekko — pohamował się jednak natychmiast, poskrobał w obolałe miejsce i ruszył dalej w milczeniu.
Tymczasem i Buffalmacco pochwycił jeden z uzbieranych kamieni i zawołał do Bruna:
— Spojrzyj-no, jaki śmigły krzemyk! Ach, gdybym tak mógł nim trzasnąć Calandrina w żebra.
Rzekłszy te słowa, ugodził nader celnie w bok ofiarę swoją.
Słowem, przygadując bez ustanku, rzucali kamieniami w Calandrina od Mugnone aż do bramy San Gallo. Przybywszy tam, wysypali wszystkie uzbierane kamienie na ziemię i dali umówiony znak strażnikom przy bramie, którzy, dusząc się od śmiechu, przepuścili Calandrina, jakgdyby był dla nich całkiem niewidzialny.
Calandrino, ucieszony niezmiernie tym nowym dowodem potęgi czarownego kamienia, udał się do swego domu, położonego w pobliżu ulicy Macina. Los tak krotochwilnikom sprzyjał, że nikt naszego szczęśliwca po drodze nie zaczepił. Zresztą, jako że to pora południowa była, wszyscy w domach przebywali.
Calandrino, spocony od biegu, dopadł wreszcie do swego domu. Przypadek zdarzył, że na progu stała żona jego, imieniem Tessa, urodziwa i rozumna białogłowa. Tessa zagniewana, że się na obiad spóźnia, przyjęła go okrzykiem:
— No, klejnocie! wreszcie cię djabli przynoszą! Cały świat się zdąży najeść, zanim ty do stołu zasiądziesz.
Calandrino, na te słowa, stanął osłupiały i pomyślał, że kamień cudowny wobec żony siłę swą utracić musiał. W pierwszym zapędzie gniewu zawołał tedy z wściekłością:
— Biada mi! Trzebaż było właśnie tej jędzy na progu! Zgubiłaś mnie, hultajko! Ale jak Bóg na niebie, zapłacisz mi za to!
To rzekłszy, wpadł do sieni, wysypał ową kupę kamieni, którą ze sobą przydźwigał, a następnie rzucił się z wściekłością na żonę, schwycił ją za war-
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/532
Ta strona została przepisana.