Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/534

Ta strona została przepisana.

chodziłem przez bramę, nikt mi ni słowa nie powiedział, choć dobrze wiadomo wam, jak naprzykrzeni zwykle strażnicy bywają i jak muszą obmacać człeka na wszystkie strony, zanim go przepuszczą. Jawną jest tedy rzeczą, że mnie widzieć nie mogli. Później spotkałem na drodze kilku znajomych, którzy zwykle, ujrzawszy mnie, pierwsi do mnie przystępują i zapraszają na poczęstunek; na ten raz nikt z nich pół słówka do mnie nie zagadał — z czego wnosić wypada, że mnie nie widzieli. Przybyłem wreszcie do domu. Na progu zaszła mi drogę ta szatańska białogłowa, którą oby ziemia za żywa pochłonęła. Wiecie przecie sami, że na co baba spojrzy, to zaraz moc przyrodzoną strada. Stąd też poszło, że najszczęśliwszy człek we Florencji na najnędzniejszego się zmienił. Cóż dziwnego zatem, żem ją łupił, dopóki mi sił starczyło. Teraz nawet czuję, iż zbyt się hamowałem i że powinienem był jej wszystkie gnaty poprzetrącać. O, przeklętą niechaj będzie ta godzina, w której ją pierwszy raz ujrzałem i do mego domu wwiodłem!
Rzekłszy te słowa, nowym zapalony gniewem, powstał i chciał skoczyć znowu ku Tessie, aliści Buffalmacco i Bruno, którzy przez cały czas jego mowy najwyższe zadziwienie udawali i potakiwali mu, widząc teraz, że się na nową bójkę zanosi, zastąpili mu drogę i wstrzymali go, poczem jęli go zapewniać, iż w tej sprawie nie żona, ale on sam najwięcej jest winien, wiedząc bowiem, że od kobiecego spojrzenia czarodziejska siła ginie, powinien był ostrzec żonę zawczasu, aby mu się w tym dniu na oczy nie pokazywała. Ponieważ uczynić tego zaniedbał, niechaj sam sobie winę przypisze, a raczej woli boskiej, która albo mu tego szczęścia nie przeznaczyła, albo też w ten sposób ukarać go chciała za to, że pragnął oszukać towarzyszy. Znalazłszy kamień cudowny, nie zawiadomił ich przecie o tem.
Po długich staraniach i trudach, udało im się wreszcie pogodzić Calandrina z nieszczęśliwą jego żoną; poczem odeszli, ostawiając go, wpatrującego się z wielką melankolją w stos przyniesionych kamieni.