Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/542

Ta strona została przepisana.

sali sądowej zachodzą, chocia sprawy żadnej nie mają, przybył tam i ujrzał nowego sędziego. Pozór sędziego Niccola wydał mu się tak dziwny, że jął się mu przyglądać, niby jakiemuś zamorskiemu ptakowi. Było istotnie patrzeć na co! Nasz sędzia miał brudną, futrzaną czapę na głowie, kałamarz za pasem, kamizelkę dłuższą od surduta, jednem słowem wyglądał tak, jak rzadko który człek na świecie wyglądać może. Szczególną uwagę Masa zwróciły spodnie sędziego. Dzięki odchylonym połom kaftana widać było, że górna część tych spodni prawie do połowy nóg opada. Na ten widok krotochwilna myśl strzeliła do głowy Masa, pospieszył przeto coprędzej do dwóch przyjaciół swoich, imieniem Ribi i Matteuzzo. Byli oni podobnymi figlarzami, co i sam Maso. Spotkawszy ich, Maso rzekł:
— Chodźcie ze mną do sali sądowej, a pokażę wam najucieszniejszą małpę, jaką tylko na świecie obaczyć można. Poczem, wziąwszy ich z sobą, pokazał im sędziego i jego czarodziejskie spodnie. Dwaj młodzieńcy na ten widok poczęli się śmiać jak szaleni. Przystąpiwszy bliżej do podniesienia, na którem pan sędzia królował, spostrzegli, że łatwo się pod nie dostać można i że w deskach, na których pan Niccola nogi opiera, znajduje się dziura tak wielka, że nie trudno będzie przez nią rękę i ramię przesunąć. Wówczas Maso rzekł do swych towarzyszy:
— Należy ściągnąć mu te portki, choćby to nas niewiem co kosztować miało.
W jednem oka mgnieniu porozumieli się z sobą i, umówiwszy się, odłożyli sprawę do następnego dnia. Nazajutrz zjawili się znów w sali sądowej, która tym razem była pełna ludzi. Matteuzzo, przez nikogo nie spostrzeżony, wślizgnął się pod tron sędziego i usadowił się blisko nóg ofiary. Wówczas Ribi i Maso przystąpili do sędziego z dwóch stron. Pierwszy schwycił go za lewą połę od kaftana, drugi za prawą, poczem razem wrzeszczeć poczęli.
— Panie sędzio, o panie łaskawy — krzyczał Maso — zaklinam was na Boga, wysłuchajcie mnie i każcie przytrzymać tego łotra, który się was z przeciwnej strony czepia. Niechaj odda buty, które mi ukradł. Nie wierzcie mu, panie sędzio, choćby i zaprzeczał. Sam widziałem jak przed miesiącem niósł je do szewca do naprawy.
— Panie — wrzeszczał tymczasem Ribi — nie wierzcie mu ani słowa, bowiem jest łgarzem wierutnym. Wie, że przybyłem tutaj aby upomnieć się o tłumoczek, który ukradł, dlatego też kłamie teraz o butach jakichś.
Jeśli mi, panie, nie wierzycie, świadków wam przedstawię. Niechaj za-