Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/555

Ta strona została przepisana.

ze służbą damy, powiadomił ją o swoich afektach i prosił ją, aby starała się łaski wdowy dla niego pozyskać. Służka przyrzekła mu wszystko, czego tylko chciał, i pobiegła natychmiast z wieścią do swojej pani, która, wysłuchawszy jej, wśród wybuchów gwałtownego śmiechu, odrzekła w te słowa:
— Ach, jakiż to głupiec! Widać całkiem głowę stracił w czasie pobytu w Paryżu. Trzeba, aby znalazł to, czego szuka. Gdy go jeszcze raz obaczysz, odpowiedz mu, że go mocniej miłuję, niźli on mnie, aliści, że baczę pilnie na dobrą sławę swoją i że nie chcę stracić prawa spoglądania na inne białogłowy z podniesionem czołem. Jeżeli jest w samej rzeczy takim mędrcem, za jakiego go wszyscy uważają, to na skutek takiego responsu jeszcze mocniejszym do mnie afektem zapłonąć powinien.
Nieszczęsna, potrzykroć nieszczęsna, nie wiedziała, co to znaczy z uczonymi igrać!
Służka, spotkawszy młodego filozofa, powtórzyła mu wszystko, co jej pani zaleciła. Uczony z uniesieniem słowa te przyjął, i, nie mieszkając, obrócił się do wdowy z gorącemi prośbami, począł także listy do niej pisywać i miękczyć jej serce ciągłemi podarunkami. Wszystko to wielce wdzięczny oddźwięk znajdowało, tylko że responsy były nie wiele znaczące i że sprawa z miejsca nie postępowała. Wreszcie dama uznała za stosowne odkryć zaloty uczonego kochankowi swemu, który już nieraz podejrzenia żywił i zazdrość objawiał. Dla przekonania go, że niesłusznie ją posądzał, posłała dama służkę swoją do uczonego, wciąż jeszcze pełnego najlepszych nadziei, i kazała mu powiedzieć, że wprawdzie dotąd nie mogła znaleźć sposobności do sprawienia mu ukontentowania, ale że ma nadzieję, iż w ciągu nadchodzących świąt Bożego Narodzenia będzie mogła bez nijakiego niebezpieczeństwa schadzkę mu wyznaczyć. Dlatego też prosi go, aby wieczorem po wigilijnej wieczerzy czekał na nią na dziedzińcu, a wówczas ona, gdy tylko będzie mogła, do niego pospieszy. Uczony, poczytując się za najszczęśliwszego z ludzi, przybył w oznaczonym czasie do domu wdowy. Służka, czekająca na jego przybycie, wpuściła go na podwórze i zamknęła za nim bramę, zalecając, aby się nie niecierpliwił i czekał na damę. Rinieri, mimo słoty i błota, jął czekać z radością w sercu. Tymczasem dama zaprosiła tegoż wieczora do siebie kochanka swojego i, zjadłszy z nim wieczerzę, opowiedziała mu wesoło o tem, co tej nocy uczynić zamyśla.
— Teraz się dopiero przekonasz — dodała przy końcu — jak wielką żywię miłość do tego człeka, o którego tak głupio zazdrosny byłeś.
Miłośnik wysłuchał tych słów z wielkiem ukontentowaniem i zapragnął