ska spotykanych po drodze ludzi, o ich stan i stosunki, tak jakby te wiadomości o ludziach mogły mu do przyrządzania leków dopomóc. Szczególnym przedmiotem uwagi jego stali się dwaj malarze, Bruno i Buffalmacco (o których już dawniej dwukrotnie wspomniano), żyjący w wielkiej przyjaźni z sobą. Naszemu doktorowi zdało się, że ci ludzie mniej kłopotów mają i lepiej żyją, niż ktokolwiek inny w mieście i dlatego też rozpytywać się o nich szczegółowie począł. Usłyszawszy zasię, że są to ubodzy malarze, wbił sobie do głowy, że w tem wszystkiem jakaś tajemnica tkwić musi i że ci dwaj weseli ludzie mają widocznie jakieś ukryte źródło dochodów — tembardziej, że słyszał często o ich przebiegłości i sprycie. Myśl ta wzbudziła w nim niezmierną chęć wejścia w bliższe stosunki bądź to z obydwoma naraz, bądź też z jednym z nich. Po pewnym czasie w samej rzeczy udało mu się zapoznać i zbliżyć się z Brunem. Bruno, pomiarkowawszy po kilku spotkaniach z jakim to dudkiem ma do czynienia, jął z niego drwić niemiłosiernie, doktór zaś, nie spostrzegając tego, w towarzystwie jego wielkie upodobanie znajdował. Zaprosił go do siebie kilkakrotnie na obiad i gdy osądził wreszcie, że otwarcie już z nim pogadać może, wyznał mu, że podziwem go napełnia wesoły, mimo ubóstwa, sposób ich życia. Poczem spytał się, czemuby to przypisać należało?
Bruno, wysłuchawszy tych słów niedorzecznych, roześmiał się głośno i postanowił odpowiedzieć tak, jak na to barani rozum doktora zasługiwał.
— Mistrzu — rzekł — byle komu nie powiedziałbym o tem, jak sobie poczynamy, wam jednak, o którego przyjaźni upewniony jestem, nie będę wahał się wyspowiadać. W samej rzeczy ja i towarzysz mój wesołe życie prowadzimy, weselsze nawet, niźli się wam wydawać może. Zawdzięczamy to oczywiście nie profitom z kunsztu naszego, albo z majętności jakichkolwiek, toby nam bowiem nawet na czystą wodę nie wystarczyło. Abyście nie sądzili jednak, że kradniemy, powiem wam, że chodzimy na wyprawy i tam, bez niczyjej szkody, zdobywamy wszystko, cokolwiek do zaspokojenia potrzeb naszych lub dla przyjemności jest nam potrzebne.
Doktór, usłyszawszy te słowa, zadziwił się i uwierzył, mimo, że nie rozumiał, co to wszystko znaczyć może. Zapragnąwszy gorąco dowiedzieć się, w jaki sposób malarze korsarstwo uprawiają, począł usilnie Bruna o wyjaśnienie prosić, zaręczając mu, że (najgłębszą tajemnicę zachowa.
— Dla Boga! — zawołał Bruno — mistrzu, czegóż to wymagacie odemnie? Zbyt wielka jest ta tajemnica, którą radzibyście poznać, ja zasię za odkrycie
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/580
Ta strona została przepisana.