mógł doczekać się chwili, w której nie bity w ciemię doktór z nim się zapozna, radby był bowiem jaknajprędzej obdarzyć go tem, czego on tak gorąco pragnął. Doktór nie dał mu długo czekać. Płonąc niezmierną żądzą udania się na korsarską wyprawę, nie spoczął, póki nie zaprzyjaźnił się z Buffalmacco, co mu bez trudu się udało. Poznawszy go, jął wydawać na jego cześć wspaniałe uczty, na które i Bruna zapraszał. Dwaj filuci durzyli go niesłychanemi bredniami i nie żałowali sobie wybornych win, tłustych kapłonów i innych smakowitych rzeczy.
Gościli u niego ciągle, przebywając w jego domu nieraz i bez zaprosin i zawsze go zapewniali, że z nikim innym ma świecie takby im przyjemnie nie było.
Wreszcie doktór, upatrzywszy stosowną porę, wyznał pragnienie swoje Buffalmacco. Ów udał z początku wielkie pomieszanie, a potem wpadł z wściekłością na Bruna, wołając:
— Na wielkiego Boga z Passignano! Mam niepomierną chęć tak cię w łeb trzasnąć, abyś sto tysięcy świec zobaczył, ty zdrajco obrzydły! Nikt inny, krom ciebie, nie mógł opowiedzieć o tych wszystkich rzeczach doktorowi. Doktór, słysząc to, począł żywo Bruna usprawiedliwiać, kląć się i zapewniać, że wie o tem wszystkiem zgoła z innego źródła i wreszcie udobruchał rozgniewanego malarza.
Ułagodzony Buffalmacco zwrócił się do doktora i zawołał:
— Drogi mistrzu, widać odrazu, że nie napróżno do Bolonji jeździliście, skoro przywieźliście stamtąd zasznurowaną gębę. Odrazu poznać można, gdzieście się uczyli. Przytem, jeśli się nie mylę, w czepku urodzić się musieliście. Brumo mi rzeki, że medycynę studjowaliście, aliści ja mniemam, że była to raczej umiejętność zyskiwania sobie ludzi. Wierę, przy pomocy rozumu waszego i rzadkiego dowcipu zdolni jesteście wymóc, co zechcecie.
Doktór zerwał się na te słowa i, przerywając mówcy, rzekł do Bruna:
— Widzisz, co to znaczy, gdy się na roztropnego człeka natrafi. Któżby równie dobrze, jak ten dzielny mąż wysokość mego umysłu ocenić potrafił? Nawet ty nie dopatrzyłeś się tak prędko moich walorów. Powtórz mu teraz, com rzekł, gdyś mi powiedział, że Buffalmacco lubi obcować z mądrymi ludźmi. Czym nie przewidział, że mu do serca przypadnę?
— Prawda, szczera prawda — odrzekł Bruno.
— Jeszczebyś niejedno mógł przydać — ciągnął dalej doktór, zwracając się do Buffalmacca — gdybyś mimie był widział w Bolonji. Tam zarówno doktorzy, jak i scholarzy zachwycali się mną gorąco. Nie było profesora, ni studenta, któryby mnie nad wszystko w świecie nie miłował i dla siebie pozyskać nie
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/586
Ta strona została przepisana.