Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/590

Ta strona została przepisana.

lepszej białogłowy. W tej chwili siła dałby za to, aby — w domu się znajdować. Ponieważ jednak przybył już na to miejsce, więc też krzepił się jak mógł, tak wielka bowiem była w nim żądza oglądania cudów, znanych mu z opowieści.
Tymczasem Buffalmacco, nawściekawszy się do syta, udał, że się uspokoił, poczem zbliżył się do grobowca i stanął przy nim. Doktór szczękał zębami ze strachu i nie wiedział co począć: wskoczyć na grzbiet zwierzęcia, czy też na grobowcu pozostać. Bojąc się jednak, aby mu potwór w wypadku, jeśli na grzbiet mu nie wsiądzie, krzywdy jakiej nie wyrządził, nową trwogą dawną obawę przezwyciężył i zszedł z grobowca, szepcząc:
— Boże, nie opuszczaj mnie!
Potem wsiadł na tajemniczego wierzchowca, usadowił się wygodnie na nim i, drżąc całem ciałem, złożył ręce na krzyż na piersiach, jak mu zalecono.
Wówczas Buffalmacco począł się nieznacznie ku Santa Maria della Scala kierować. Niósł doktora idąc na czworakach, prawie aż do samego klasztoru mniszek z Fisole. Podówczas znajdowały się w tej okolicy doły, w które właściciele sąsiednich gruntów grabinię Latrynję zrzucać kazali, aby nią potem pola swoje użyźniać. Buffalmacco, zbliżywszy się do tych dołów, przystąpił na brzeg jednego z nich, poczem, wybrawszy stosowną chwilę, schwycił doktora za nogi, ściągnął go z siebie i wrzucił na dół do jamy, warcząc przytem i wyjąc okrutnie. Po dokonaniu tego bohaterskiego czynu pobiegł na łąkę Ognissanti. Tam spotkał Bruna, który, nie mogąc śmiechu pohamować, aż, tutaj się zapędził. Obaj teraz śmiać się poczęli i z udanego figla się cieszyć. Pofolgowawszy sobie nieco, zaczaili się, aby obaczyć, co doktór uczyni.
Ów, poczuwszy w jak obrzydliwą dostał się jamę, próbował wydobyć się z niej; dopiero jednak po kilkakrotnem zapadnięciu się to tu, to tam, umazaniu kałem od stóp do głowy i połknięciu sporej ilości gówna, wydostał się na wierzch, jęcząc i wściekając się nie na żarty. Wyszedłszy, oskrobał się jak mógł najlepiej, a nie widząc innej rady, do domu powrócił. Kołatał tak długo, aż mu wreszcie otwarto.
Zaledwie drzwi się za nim zawarły, już Brumo z Buffalmacco pod niemi stanęli, chcąc się dowiedzieć, jak cuchnącego doktora przyjmie żona. Naraz usłyszeli grad najstraszniejszych obelg i przekleństw, jakich zapewne nigdy największy na świecie hultaj nie był nigdy słyszał.
— Ha — wrzeszczała żona doktora — ha, na mą duszę, jakże się dobrze stało! Zapewne wybrałeś się do jakiejś nierządnicy, a chcąc się jej przypodo-