któremu ona z miłości doń z całych sił dopomaga, wszystkiego tego tak nie uładził, aby mnie ze świata zgładzić.
Chwilę pomyślał, a potem tak dalej rozmawiał ze sobą:
— Przypuśćmy jednak, że wszystko, czego mi się kazano spodziewać, jest prawdą i że w samej rzeczy krewniacy do domu jej mnie zaniosą. W tym wypadku niepodobna przecie przypuścić, aby chcieli trupa Scannadia z grobowca wydobyć, jedynie dla uściśnięcia go lub rzucenia w ramiona Franceski. Przeciwnie wcale, trzeba mniemać, że chcą znieważyć ciało człeka, który niewątpliwie ciężko ich obraził. Prosiła mnie, abym głosu z siebie nie wydobył. Cóż jednak pocznę, gdy mi zechcą oczy wykłuwać, zęby wyrywać, ręce odrąbywać i tym podobne igraszki ze mną czynić? Zali i wtedy milczeć będę? Jeśli się odezwę, to albo poznają mnie i krzywdę mi jakąś wyrządzą, albo też nic złego mi nie uczynią. W tym wypadku jednak cała moja wyprawa nie zda się na nic, bowiem poznawszy ktom zacz, nie zaniosą mnie do niej. Wówczas Francesca będzie miała rację po temu, aby twierdzić, że rozkaz jej przestąpiłem.
Podobne myśli o mało go do powrotu do domu nie skłoniły. Jednakże potęga miłości odmiennemi racjami wciąż go gnała naprzód, aż wreszcie zwycięstwo odniosła.
Stanąwszy przed grobowcem, zawahał się chwilę, poczem wszedł do lochu, rozebrał trupa Scannadia, pchnął go gdzieś w głąb, przebrał się w jego suknie, zamknął kratę, wreszcie położył się na miejscu nieboszczyka. Leżąc, począł rozważać, jakim to niecnym człekiem był ów Scannadio. Gdy mu przyszły na myśl nieraz słyszane opowieści o zdarzeniach z umarłymi, jakie nie tylko w grobowcach, ale i gdzieindziej miejsce miały, uczuł, że włosy mu się na głowie podnoszą. Zdało mu się, że Scannadio musi pojawić się lada chwila i że nieproszonemu swemu zastępcy kark skręci. Jednakoż płomienna miłość pomogła mu i te straszliwe myśli przezwyciężyć. Leżał bez ruchu, jakby był umarłym w samej rzeczy, i czekał cierpliwie, co się z nim stanie.
O północy Rinuccio także dom swój opuścił, aby polecenie damy wypełnić. Po drodze tysiąc różnorodnych myśli nim owładało. Imaginował sobie na ten przykład, że z ciałem Scannadia na barkach może wpaść w ręce władzy i jako czarownik na stos zostać skazany, lub też ściągnąć na siebie nienawiść krewniaków nieboszczyka. Podobne rozważania o mało go od tego azardu nie odwiodły. Po chwili wahania rzekł jednakoż do siebie: Jakże to? Miałbym nie odpowiedzieć na pierwsze żądanie tej szlachetnej damy, którą
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/612
Ta strona została przepisana.