Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/651

Ta strona została skorygowana.

łykaczy uraczyć“. Powiedziawszy to, waruj się, aby cię nie pochwycił, mógłbyś bowiem źle wyjść na tem i mnie cały zamysł popsować.
— Czy trzeba jeszcze coś więcej powiedzieć? — spytał hultaj.
— Nie — odparł Ciacco — a skoro się z poselstwa wywiążesz, zmykaj i przychodź z tym gąsiorem do mnie po zapłatę.
Hultaj, otrzymawszy takie polecenie, zbliżył się do pana Filippa i z poselstwa swego się sprawił. Pan Filippo, który nie wiele potrzebował, aby gniewem wybuchnąć, słysząc żądanie Biondella i przekonany będąc, że są to drwiny, spurpurowiał na obliczu i wrzasnął:
— Co mi tam szczekasz o rubinowaniu i braciach łykaczach! Bogdajbyś przepadł wraz z tym, kto cię tu przysłał.
Poczem rzucił się, chcąc pochwycić hultaja za ręce, aliści ten, mając się na ostrożności i uprzedzając ruch jego, wziął nogi za pas i zatrzymał się dopiero obok Ciacca, który temu wszystkiemu z oddali się przyglądał.
Ciacco, wysłuchawszy słów hultaja, wielce ukontentowany, wypłacił mu umówioną sumę i puścił się na poszukiwanie Biondella. Spotkawszy go wreszcie, rzekł:
— Dawno już nie byłeś na rynku de‘ Cavicciuli?
— Dawno, aliści czemu pytasz mnie o to? — odrzekł Biondello.
— Bo chciałem ci powiedzieć — rzekł Ciacco, — że pan Filippo szuka cię na wszystkie strony, nie wiem już w jakiej sprawie.
—Dobrze — odparł na to Biondello — właśnie idę w tę stronę, będę więc mógł z nim pomówić.
I pożegnawszy się, podążył w tym kierunku. Ciacco, niezmiernie ciekaw, co się stanie, udał się w jego tropy.
Tymczasem pan Filippo, wściekły, że posłańca pochwycić nie zdołał, sapał i trząsł się z gniewu, a nie mogąc nic innego ze słów hultaja wymiarkować krom tego, że Biondello chciał sobie z niego zadrwić, coraz srożej się na niego zacinał. W tej chwili właśnie Biondello podszedł do niego. Ujrzawszy go, rycerz rzucił się naprzód i na pierwsze przywitanie ugodził biednego Biondella potężnie pięścią w gębę.
— Gwałtu, panie — zawołał Biondello — a to co maznaczyć?
Zanim jednak zdążył przydać coś więcej, pan Filippo porwał go za włosy, rozdarł mu czapeczkę na głowie, rzucił go o ziemię i nie przestając bić, wrzeszczał:
— Zaraz obaczysz, zdrajco, co to znaczy! Przysyłasz do mnie z prośbą