Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/662

Ta strona została skorygowana.

niechaj będzie silną piersią klaczy“, obmacywał boki, brzuch, plecy, biodra i nogi białogłowy, powtarzając swoje zaklęcia.
Gdy mu wreszcie nic do zrobienia krom ogona nie pozostało, wyjął narzędzie, którego do szczepienia ludzi używają i wraził je żywo w przeznaczone ku temu miejsce, wołając: „To zaś niech będzie pięknym ogonem klaczy“.
Pietro, który się dotychczas wszystkiemu bardzo uważnie i spokojnie przypatrywał, nagle obruszył się i zawołał:
— Don Gianni!… Ja nie chcę ogona bynajmniej, dziękuję za ogon w tem miejscu!
I począł odciągać na stronę czarodzieja, który ledwie połowę czaru spełniwszy, rzekł pełnym boleści głosem:
— Cóżeś uczynił, nieszczęśniku? Zaliż nie przestrzegałem cię, że ci nie wolno pary z gęby puszczać, bez względu na to, cobyś i ujrzał. Przemiana już prawie dokonana była i moje starania szczęśliwy skutekby uwieńczył, gdyby nie twoja porywczość i gadulstwo. Teraz wszystko już przepadło — a co gorsza, że na nowo zaraz zaczynać nie podobna!
— Cóż kiedy mi się ogon w tem miejscu nie podobał — odparł kum Pietro. Zresztą, jeśli go już koniecznie potrzeba było, to dlaczegóżżeście mi nie powiedizeli: „Ogon zrób ty“. Przytem, jak mi się zdawa, za głębokoście go nawet wrazili.
— Tak było trzeba — odparł Don Gianni — a tego właśnie tybyś nie potrafił!
Tymczasem młoda białogłowa, której ostatnia część czarodziejskiej praktyki ogromnie do gustu przypadła, podniosła się i rzekła z gniewem do męża:
— Głupcze jeden! Dlaczegóż żeś popsuł całą sprawę? Zali widziałeś kiedy zdrową klacz bez ogona? Biedakiem jesteś, ale na mą duszę, na jeszcze większą nędzę zasłużyłeś.
Cóż jednak było robić? Gadatliwość Pietra zniszczyła wszelką możność zamienienia w klacz jego żony. To też biedna białogłowa, wielce gniewna i nieukontentowana, wdziała na się z niechęcią suknię z powrotem. Kum Pietro zarabiał dalej na życie przy pomocy jedynego osła i wspólnie z Don Giannim na jarmark do Bitonta jeździł, aliści nigdy już powtórzenia nieudanych czarów od księdza nie żądał.

Damy zrozumiały tę opowieść lepiej, niźliby sam Dioneo tego sobie mógł życzyć. Ile śmiechu słowa Dionea wywołały łatwie pojmie ten, kto opowieść