Pan Torello przyjął pierścień, wsiadł na rumaka i, pożegnawszy raz jeszcze wszystkich domowników swoich, w drogę wyruszył. Przybywszy z całym swym orszakiem do Genui, wsiadł natychmiast na galerę, wypłynął na pełne morze i w krótkim czasie dobił do Acri, gdzie połączył się z resztą chrześcijańskiego wojska.
Wkrótce wśród rycerstwa zaczęły się szerzyć rozliczne choroby, tak iż straszliwa śmiertelność zapanowała.
Saladyn, korzystając z tego, dzięki chytrości swojej i szczęściu, które mu sprzyjało, prawie bez dobycia miecza pochwycił do niewoli resztę, oszczędzonych przez chorobę, chrześcijan. W różnych więzieniach ich pozamykał. Jednym z takich więźniów był i pan Torello. Zawiedziono go do więzienia w Aleksandrji.
Nikt go tam nie znał, on zasię z swojej strony bał się wymienić swojego nazwiska. Przymuszony nędzą, zabrał się do układania sokołów, w której to sztuce był mistrzem znamienitym. Wieść o jego biegłości doszła wreszcie do uszu Saladyna. Sułtan uwolnić go kazał i jako sokolnika na swój dwór go przyjął. Ani on jednak Saladyna nie poznał, ani Saladyn, któremu pana Torello po imieniu nazwano, nie przypomniał go sobie. Służył tedy rycerz sułtanowi, duszą jednak w Pawji przebywał. Próbował się kilkakrotnie ucieczką salwować, aliści nigdy mu się to nie udawało. Wreszcie zdarzyło się, iż na dwór sułtana przybyło kilku posłów genueńskich w zamiarze wykupienia z niewoli rodaków swoich. Pan Torello, wiedząc, że wkrótce odjechać mają, postanowił z tej okazji skorzystać i napisać przez nich list do żony. Doniósł w nim, że będzie się starał jaknajprędzej do niej powrócić, aby więc na niego czekała. Oddał pismo do rąk jednego z posłów, prosząc go gorąco, aby je doręczył opatowi z San Pietro w Ciel d‘Oro, wujowi jego, który już je do żony odeśle.
Pewnego dnia zdarzyło się, iż w czasie rozmowy z sułtanem o sokołach, pan Torello śmiać się począł, przytem uczynił właściwe sobie poruszenie głową, które Saladyn w czasie pobytu u niego w Pawji wybornie zauważył. Począł mu się tedy bacznie przyglądać. Chcąc jednak jeszcze lepiej się upewnić, zmienił materję rozmowy i rzekł:
— Powiedz mi, chrześcijaninie, z jakiej krainy Zachodu pochodzisz?
— Mój władco, — odparł pan Torello, — jestem Lombardczykiem, rodem z miasta, zwanego Pawją, a do tego człekiem ubogim i z niskiego rodu idącym.
Saladyn, usłyszawszy to, pewien już, z kim ma do czynienia, pomyślał z radością:
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/736
Ta strona została przepisana.