Pewnego dnia przyszła mu do głowy osobliwa myśl, aby długiem doświadczeniem i okrutnemi cierpieniami żonę swoją wypróbować. Naprzód tedy jął ją dręczyć słowami, udając wielce strapionego i napomykając, że wasale jego niezadowoleni są z jej nikczemnego stanu, jako też i z tego, że nie syna, a córkę na świat wydała.
Gryzelda, wysłuchawszy tych słów, nie pokazała po sobie najmniejszego gniewu i rzekła łagodnym głosem:
— Uczyń ze mną, panie mój, co ci się zdaje właściwem dla honoru i spokoju twego. Zgadzam się na wszystko, wiem bowiem, że niegodną jestem zaszczytów, któremi dobroć twoja mnie obsypała.
Respons ten wielkie ukontentowanie panu Gualtieri sprawił, okazało się bowiem jawnie, że wszystkie honory i zaszczyty najmniejszej pychy w Gryzeldzie nie rozbudziły.
Mimo to, wkrótce potem, oświadczywszy jej raz jeszcze, że wasale córki z niej zrodzonej ścierpieć nie mogą, wysłał do niej jednego z zaufanych sług swoich, który, stanąwszy przed nią, rzekł:
— Madonno, pod grozą śmierci, wykonać muszę rozkaz mego pana. Kazał mi zabrać córeczkę waszą, abym ją...
Dama, usłyszawszy te słowa i przypomniawszy sobie, co jej małżonek przed kilkoma dniami mówił, pojęła, iż sługa ma rozkaz zabicia dziecięcia.
Wyjęła tedy córeczkę swoją z kołyski, ucałowała ją, pobłogosławiła i mimo bezmiaru boleści, jaką w sercu czuła, oddała dziecię w ręce sługi z temi słowy:
— Weź dziecko i spełnij, co twój i mój pan ci rozkazał. Proszę cię jeno, abyś nie rzucał dziecka na rozszarpanie drapieżnym zwierzętom, jeśli to się woli mego męża nie sprzeciwi.
Sługa wziął dziecię i powrócił do pana Gualtieri, który, usłyszawszy o zachowaniu się małżonki swojej, oniemiał z podziwu nad siłą jej duszy. Niemniej jednak wysłał sługę z dziecięciem do Bolonji, do jednej ze swych krewniaczek, prosząc ją, aby dziecku staranne wychowanie dała, nie odkrywając czyją jest córką. W niejaki czas potem Gryzelda urodziła syna, którego pan Gualtieri tak gorąco pragnął. Ponieważ jednak dotychczasowe próby nie wydały mu się jeszcze dostatecznemi, odezwał się do żony pewnego dnia z gniewnym wyrazem twarzy, aby ją jeszcze głębszą boleścią przejąć:
— Żono, od czasu, jak urodziłaś tego chłopca, nie mogę żadną miarą z wasalami mymi trafić do ładu, tak szemrzą na to, iż wnuk Giannucola ma
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/749
Ta strona została przepisana.