po mnie nad nimi panować. Obawiam się tedy, że mnie wypędzą, jeśli z tem dzieckiem nie postąpię, jak z tamtemi, i jeśli innej żony nie pojmę.
Dama wysłuchała tych słów z łagodnem obliczem i odrzekła:
— Panie mój, dbaj jeno o to, abyś był spokojnym i szczęśliwym, a o mnie nie troszcz się bynajmniej. Nie ma dla mnie nic na świecie, krom szczęścia twojego.
Po kilku dniach Gualtieri postąpił z synem w ten sposób, jak pierwej z córką, ostawiając Gryzeldę w przekonaniu, że dziecię zabite zostanie. I tym razem dama ani jednem słowem nie zdradziła ciężkiej boleści swojej, co Gualtierego w najwyższy wprowadziło podziw. W głębi duszy przyznawał, iż żadna inna kobieta nie zdolnaby była czegoś podobnego dokonać. Gdyby nie był twardo przekonany o miłości, jaką do swych dzieci żywiła, byłby sądził, że postępuje tak z obojętności w stosunku do nich.
Wasale, mniemając, że istotnie swoje dzieci pozabijać kazał, groźnie szemrać poczęli. Im okrutniejszym człowiekiem im się zdawał, tem żywszem współczuciem dla biednej Gryzeldy się przejmowali.
Ona jednakoż na wszystkie słowa pociechy, płacząc rzewliwie, odpowiadała jeno, że tak postanowił ten, kto je do życia powołał.
Gdy kilka lat od urodzenia córki upłynęło, panu Gualtieremu wydało się, iż przyszła pora, aby cierpliwość swojej małżonki na ostatnią i najcięższą wystawić próbę. Oświadczył tedy w przytomności wielu osób, że żony swojej dłużej już ścierpieć nie może i że teraz dopiero widzi, jak źle i nieopatrznie postąpił, do swego domu ją wprowadzając. Dlatego też postanowił zwrócić się do papieża z prośbą o rozwiązanie małżeństwa swego, tak, aby mógł poraz wtóry się ożenić.
Wielu uczciwych ludzi ostro mu ten zamiar zganiło, Gualtieri odparł jednak, że tak być musi.
Dama, usłyszawszy o tem postanowieniu, wiedziała, że będzie musiała powrócić do ojcowskiej chaty, owce pasać, a takoż znosić to, że inna białogłowa będzie posiadała jej męża, ukochanego nad wszystko. Cierpiąc najsroższe męczarnie, zbierała siły, aby z pogodą przyjąć ten nowy dopust losu.
Po kilku dniach pan Gualtieri wręczyć sobie kazał zmyślone listy, niby to z Rzymu nadesłane, i wmówił w swoich poddanych, iż papież udziela mu dyspensy na powtórne ożenienie się. Gualtieri wezwał Gryzeldę i w przytomności wasali rzekł do niej w te słowa:
— Żono, na mocy pozwolenia papieskiego, mam prawo pojąć inną małżonkę. a ciebie opuścić.
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/750
Ta strona została przepisana.