będę na niego tutaj (wskazuje ręką ławkę stojącą przed drzwiami); jak nędzna żebraczka!
Nunzia. Tu przed moi mdomem?
Santuzza. Nie bójcie się. — Progu waszego domu nie przestąpię. — Ale nie odpędzajcie mnie stąd, matko! — Na miłosierdzie boskie was zaklinam! — Na miłość Tego, do którego będziecie się modlić za chwilę! — Pozwólcie mi tu pozostać! Pozwólcie mi rozmówić się z nim po raz ostatni! — Zaklinam was na wszystko, co wam było kiedykolwiek drogie na ziemi!
Nunzia (odchodzi zwolna, mrucząc półgłosem): To już twoja rzecz...
Brasi (wybiegając z kuźni) Czekajcie no, matko, czekajcie! Że też my oboje musimy zawsze przyjść do kościoła ostatni... — Nasze budy muszą być wiecznie otwarte. (Nunzia odchodzi — Brasi zwraca się do Santuzzy): No, cóż, kumo Santo? wy nie pójdziecie do kościoła? — Może dlatego, że dziś Wielkanoc? — A może byśmy tak oboje osobno odmówili sobie różaniec?
Santuzza. Zostawcie mnie w spokoju!
Strona:PL Giovanni Verga - Rycerskość wieśniacza.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.