gotem lasy, poglądałem na roje komarów, tańczące wśród ostatnich promieni zachodzącego słońca, na chrabąszczyki czekające, aż znikną, by wzlecieć ze źdźbła trawy, śledziłem rojenie się owadów i różnych drobnych stworzonek po ziemi, zamyślałem się nad mchem, dobywającym z twardych głazów pożywienie, nad porostami, okrywającymi jałowe piaszczyste pagórki, i to wszystko ujawniało mi tajemnice wewnętrzne czarownego, świętego życia przyrody. Całokształt onych przejawów ogarniałem gorącem sercem mojem, czułem się przebóstwionym tą bujnością bytu, a cudne zjawy nieskończonego w swych formach świata żywym rytmem tętniły w mej duszy.
Żyłem pośród gór niebotycznych, widziałem pod stopami memi przepaście, przelatywały koło mnie wodospady, płynęły podemną rzeki, a lasy i góry brzmiały życiem. Widziałem, jak działają i tworzą w głębi ziemi skryte tajemne siły, zaś na powierzchni jej, pod niebem, jak roją się pokolenia różnolitych stworzeń. Wszystkom oglądał w ruchu i postaciach niezliczonych, patrzyłem, jak kupią się ludzie po domach, ubezpieczają się, osiedlają i rządzą po swojemu rozległym światem! O biedny, naiwny człowieku, za nic sobie masz to wszystko, bowiem sam mały jesteś i marny! Od gór niedostępnych aż do pustyni, której nie tknęła stopa niczyja, i aż po krańce niezbadanego oceanu wieje duch, twórca wiekuisty, radując się każdemu pyłkowi, który żyje i pojmuje go.
Ach, jakże wówczas tęskniłem, by unieść się na skrzydłach żórawia, płynącego ponademną[1], wzlecieć ku wybrzeżom nieogarnionego morza i napić się z perlącego się puharu nieskończoności onego nektaru życia, jakże pragnąłem uczuć bodaj przez chwilę w głębi, wezbranej mocą piersi własnej, tchnienie szczęśliwości onej istoty, która w sobie tworzy wszystko i z siebie wszystko wyłania.
O bracie, wspomnienie tych godzin słodką mnie prze-
- ↑ Refleksje Wertera przypominają rozmyślania Fausta w części I. Fausta. Scena: »Vor dem Tor«.