Strona:PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu/134

Ta strona została przepisana.

pod lipą[1]. Najstarszy chłopak wybiegł witać mnie, a okrzyki radosne przywabiły matkę. Była bardzo przygnębiona. Powiedziała odrazu: — Proszę pana, umarł mi mój Janek! — Był to syn najmłodszy. Nie wyrzekłem ni słowa. — A mąż mój — dodała — wrócił ze Szwajcarji, nic nie przyniósł, gdyby nie pomoc zacnych ludzi, musiałby iść o żebraczym kiju, a w dodatku rozchorował się w drodze na febrę. — Nie mogłem wyrzec słowa, dałem jakąś drobną kwotę chłopcu, biedna kobieta poprosiła, bym przyjął od niej kilka jabłek, uczyniłem to i oddaliłem się, unosząc smutne wspomnienia.

21 sierpnia.

Jakbym obrócił kartkę, wszystko odrazu zmieniło się we mnie. Czasem świta upojny błysk dawnego życia..., ale na moment jeno! Marzę i napływa myśl, której się obronić nie mogę: — A gdyby tak Albert umarł? Wówczas ja... tak... wówczas ona...[2]. Snuję dalej urojenia, daję się im unosić, idę aż nad sam brzeg przepaści i na jej widok cofam się przerażony.
Wychodzę bramą i stąpam drogą, przebytą po raz pierwszy w dniu, kiedy jechałem po Lotę, by ją zabrać na bal. Jakże się wszystko zmieniło! Minęło..., wszystko minęło! Ni śladu tego dnia, ni drgnienia onych uczuć dawniejszych. Jako duch wracam w spalony, zburzony zamek, który wybudował w kwiecie wieku swego potężny książę, wyposażył wspaniale we wszystko i w pełni nadziei pozostawił ukochanemu synowi.

3 września.

Nie pojmuję doprawdy, jak ją może, jak śmie kochać inny, gdy ja ją kocham tak wyłącznie, tak bardzo, tak gorąco, kiedy niczego ponad nią nie znam, nie widzę i nie posiadam!

  1. Porównaj list z 27. maja 1771.
  2. Niedomówione... »mogłaby się stać moją żoną«.