Strona:PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Mówił z przerwami, niezręcznie i wplatał gorące zaręczenia, że nie zamierza jej obmawiać, że ją kocha i ceni, jak zawsze i, że mówi to jeno dlatego, bym się przekonał, że miał podstawę do nadziei i nie jest człowiekiem zuchwałym i bezrozumnym. Tutaj, drogi mój, zacząć muszę ponownie dawną piosnkę moją, której nucić, zda się, nie przestanę nigdy. O, gdybym ci mógł dać wyobrażenie o tym, stojącym przede mną biedaku, którego mam dotąd przed oczyma! Szkoda, że nie mogę ci dać wyobrażenia, jak bardzo zajmuje mnie los jego, jak interesować mnie... musi! Ale dość tego! Znasz moją dolę i mnie znasz dobrze, przeto wiesz, co mnie pociąga do nieszczęśliwych wogóle, a do tego, w szczególności.
Odczytując ten list spostrzegam, że zapomniałem podać zakończenia historji, którego zresztą łatwo się domyśleć. Obroniła się przed nim, a w dodatku nadszedł jej brat, który go zdawna nienawidził i chciał wydalić z domu, gdyż bał się, by przez powtórne małżeństwo siostry, dzieci jego nie utraciły dziedzictwa. Dopóki była bezdzietną, majątek jej mógł się dostać w spadku bratańcom. Brat wygnał go z domu i nadał sprawie taki rozgłos, że wdowa, choćby nawet była chciała, nie mogła z powrotem przyjąć go do służby. Wzięła sobie innego parobka, jak powiadają, poróżniła się o niego z bratem i podobno ma zań wyjść zamąż, ale..., zaręczał... nie dożyje sam dnia wesela, co sobie już postanowił stanowczo.
Niema śladu przesady w tem, co ci piszę, niczego nie upiększyłem, mogę nawet powiedzieć, że wypadło to nawet blado, nikle i dużo pospoliciej, jak było w rzeczywistości, bowiem użyłem naszych, oklepanych, moralizatorskich słów.

Miłość ta, wierność i namiętność, nie są to utwory fantazji. Żyje i utrzymuje się w niezrównanej czystości pośród ludzi, których zwiemy nieukształconymi i dzikimi. A czemże jesteśmy my... oświeceni... my... przemądrzy?[1]. Odczytaj w skupieniu tę historję, proszę cię bardzo! Dzisiaj, pisząc

  1. Te myśli przypominają poglądy Russa.