zwłaszcza starsi, są niezadowoleni, spytałem: — Czemuż dopuściliście do tego? — Cóż poradzić można przeciw woli wójta? — Jedno się tylko dobrze stało. Pastor, ulegając kaprysowi żony, która go zresztą nie bardzo tuczy, chciał coś z tego uzyskać i obaj z wójtem postanowili podzielić się drzewem. Tymczasem dowiedziano się o całem zajściu w miasteczku i władza skarbowa, mająca dawne pretensje do tej części gruntu plebańskiego, na którym rosły drzewa, zajęła je i sprzedała na licytacji. Mają się tedy zpyszna! O... gdybym był księciem, wówczas pastorowa, wójt i władza skarbowa... Ach, prawda!... Gdybym był księciem, cóżby mnie obchodziły wówczas drzewa, rosnące w moim kraju?
Dobrze mi jest, gdy spoglądam w jej czarne oczy. Wiesz, co mnie smuci? To, że Albert, najwidoczniej, nie jest tak szczęśliwy, jak... się spodziewał..., jakbym ja... to jest, jak jabym się spodziewał, gdyby... Nie lubię domyślników, ale tym razem nie umiem się inaczej wypowiedzieć.
Zdaje się, rozumiesz mnie.
Osjan wyrugował z mego serca Homera[1]. Jakiż niewysłowiony jest ten świat, w który wprowadza nas niezrównany poeta. Stąpamy przez wrzosowiska pośród szalejącej wichury, niosącej w kłębach mgieł duchy praojców poprzez zalane księżycowem światłem rozłogi. Od gór dolata poszum wartkiego potoku, a w rozgwarze tym słychać jęk duchów, ukrytych w grotach skalnych i skargi oszalałej z bólu dziewczyny, opłakującej tragiczną śmierć swego kochanka u grobu, zbudowanego z czterech porosłych mchem i trawą głazów. Idę śladem błędnego, starego barda, który szuka po szerokim stepie śladu stóp ojców swoich, a znajduje jeno grobowe kamienie. Widzę, jak z jękiem spogląda ku ukochanej gwieździe wieczornej, zapadającej w odmęty
- ↑ List ten charakteryzuje nastrój Pieśni Selmy Osjana.