Czasem powiadam sobie: Los twój jest wyjątkowy, wielbij szczęście innych ludzi... takich mąk, jak twoja, nie zaznał nikt jeszcze! Biorę się do czytania poety czasów dawnych[1] i wydaje mi się, że widzę własne serce. Ileż mi trzeba będzie wycierpieć jeszcze? Ach, więc ludzie żyjący przede mną przechodzili także podobne tortury?
Nie chcę, nie chcę się opamiętać! Gdziekolwiek stąpię, ściga mnie zjawa, wyprowadzająca mnie z równowagi! Dziś... ach, czemże jest los człowieka!
W południe udałem się nad wodę. Nie miałem ochoty na obiad. Wokoło mnie była pustka, zimny, wilgotny wiatr dął od strony gór, a gęsta mgła zalała dolinę. Zdala ujrzałem człowieka w zielonym, zniszczonym kaftanie, wałęsającego się pomiędzy skałami, jak gdyby szukał ziół. Na odgłos mych kroków obrócił się i spostrzegłem, że twarz jego jest interesująca. Główną cechą jej wyrazu był głęboki, cichy smutek, pozatem wyglądała rozsądnie i miała nawet w sobie coś pociągającego. Czarne włosy, upięte były szpilkami w dwa wałki po bokach głowy, a reszta spleciona w długi warkocz, spadała na plecy. Z odzieży wyglądał na człowieka pospolitego, osądziłem też, że nie pogniewa się, jeśli go zaczepię i spytałem, czego szuka? — Szukam kwiatów! — odparł z głębokiem westchnieniem. — Ale nie mogę znaleźć! — Nie pora teraz na kwiaty! — zauważyłem z uśmiechem. — Tyle jest wszędzie kwiatów! — powiedział, zbliżając się do mnie. — W ogrodzie moim są róże i nagietki i to w dwu odmianach. Jedne dostałem od ojca, pełno ich wszędzie, jak chwastów. Ale od dwu już dni szukam i znaleźć ich nie mogę! Wiem, że w domu zawsze są kwiaty, żółte, niebieskie i czerwone, a kwiat centurji jest też bardzo
- ↑ Werter ma na myśli pieśni Osjana, które pochodziły rzekomo z III. wieku po Chrystusie.