Strona:PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu/176

Ta strona została przepisana.

krasie, oko jego będzie mnie szukać po dalekiej pustoci i nie znajdzie[1]...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Słowa te zwaliły się brzemieniem na nieszczęsnego Wertera[2]. Rzucił się przed Lotą na kolana zrozpaczony, pochwycił jej dłonie, przycisnął do oczu, do czoła, a przez duszę jej przemknęło przeczucie strasznego postanowienia, z jakiem się nosił. Utraciła władanie sobą, dłoń jego przycisnęła do piersi, pochyliła się ku niemu boleśnie i policzki ich zetknęły się ze sobą. Świat znikł im z przed oczu. Otoczył ją ramieniem, przycisnął do siebie i okrywał drżące, szepcące coś usta namiętnemi pocałunkami. — Werterze! — powiedziała zdławionym głosem, odwracając się od niego. — Werterze! — Słabym ruchem odsuwała go od swej piersi. — Werterze! — zawołała silniej, przychodząc do siebie. Nie mógł się jej oprzeć, wypuścił ją z uścisków i padł jej u nóg, obejmując stopy. Zerwała się zmieszana, drżąca i zawołała napoły gniewnie, napoły miłośnie: — To raz ostatni... Werterze! Nie zobaczysz mnie nigdy! — Objęła nieszczęsnego spojrzeniem niewysłowionej miłości, wybiegła do sąsiedniego pokoju i zamknęła drzwi za sobą.

  1. Jest to początek pieśni Berrathon z Ossjana. W tłumaczeniu Brodzińskiego ustęp ten brzmi:

    »Czemu mię wiatry budzicie?
    Krótko posłuży mi życie.
    Już mię niebo deszczem rosi,
    Niedługo wiatry nad zdrojem
    Polecicie z liściem mojem,
    A wędrowiec gdy usiędzie,
    Rzuci okiem po tej skale,
    Lecz daremnie patrzeć wszędzie.
    Kwiatka wcale
    Już nie będzie«.

    (Pisma Kazimierza Brodzińskiego, tom I. W Warszawie, 1821, str. 93).

  2. Słowa te oddziałały głęboko na Wertera, ponieważ odpowiadały jego zamysłom zamobójczym.