liny, by kapłan, czy lewita[1] żegnał się ze strachem, mijając mój kamień grobowy, albo Samarytanin łzę uronił.
Gotowym jest, Loto. Bez drżenia ujmuję w rękę ten kielich, z którego napiję się śmierci i zapomnienia. Tyś mi go podała, przeto nie waham się. Spełnię go do dna. Ziszczają się w ten oto sposób wszystkie pragnienia i nadzieje mego życia! Zimny, zdrętwiały, pukam w spiżowe drzwi śmierci.
O, jakżem szczęśliwy, że mogę... za ciebie... umierać! Jakżem rad, że mogę oddać się za ciebie! Umarłbym odważnie i radośnie, jeślibym ci mógł powrócić spokój i powab życia. Niestety, niewielu ludziom danem było przelać krew za swych bliskich i śmiercią swą przyjaciołom szczęśniejszego, bujniejszego życia przysporzyć.
Chcę być, Loto, pochowany w tej odzieży, którą mam na sobie. Tyś jej dotknęła i uświęciła ją. I o to prosiłem ojca twego. Dusza moja unosi się już ponad trumną. Niech nie przeszukuje nikt moich kieszeni. Dajcie mi do grobu tę przepaskę blado-różową, którą miałaś u piersi, kiedym cię po raz pierwszy ujrzał w otoczeniu dzieci. Dałaś mi ją na urodziny![2] Ucałuj serdecznie dzieciaki i opowiedz im o smutnym moim losie. Kochane istoty, widzę je wkoło siebie w tej chwili. Kiedym cię ujrzał pośród nich, odrazu poznałem, że nie zdołam się oderwać od ciebie!... Jakżem to wszystko poplątał.», piszę bezładnie... Ach! Nie sądziłem, że do tego aż dojść będę musiał... Bądź spokojna... proszę cię... bądź spokojna!
Nabite! Bije północ... Już czas! Loto! Loto, bądź zdrowa... żegnam cię!...
- ↑ Porównaj Ewangelję św. Łukasza, Rozdział X. w. 31 — 33. »I przydało się, że niektóry kapłan zstępował tąż drogą, a ujźrzawszy go, minął. Także i Lewit, będąc podle onego miejsca, i widząc go, minął.
A Samarytan niektóry idąc, przyszedł wedle niego! ujźrzawszy go, ulitował się«. - ↑ Porównaj list z 28. sierpnia 1771 r.