Strona:PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

się wielekroć, bo to tylko może mu dać »pełną, nieograniczoną rozkosz, cudne uczucie pełni i dosytu«[1].
Ten stosunek do natury zmienia się jednakże pod wpływem cierpienia. I teraz chętnie ucieka Werter od zgiełku ludzkiego do samotności, i teraz woli błąkać się wśród wichury i deszczu, niżli wśród ludzi szukać pociechy i wytchnienia. Ale i natura nie daje mu obecnie ukojenia. Przeciwnie: to, co stanowiło jego szczęście, przemieniło się w źródło niedoli. Ta cała niegdyś tak ukochana przyroda jest dlań dziś prześladowczym demonem, niepozwalającym mu zapomnieć ani na chwilę o swej niszczącej sile. Wszystko, co żyje, niszczy się wzajem. Każdy krok człowieka pozbawia życia tysiące istot. Nie przerażają go wielkie kataklizmy przyrody, lecz ciche tragedje natury, ujawniające się w ciągłej walce ustrojów. Natura staje się potworem wiecznie głodnym, łaknącym bezustanku coraz nowych zdobyczy.
Takie pojmowanie przyrody prowadzi Wertera do bezbrzeżnego pesymizmu, który grubą warstwą zaściela jego duszę, znajdując zresztą wzmocnienie i skrzepienie jeszcze i w innych przejawach. Pesymizm ten karmi się świadomością braku celu i braku możności jego poznania. Pesymizm, niepozwalający mu oceniać należycie doniosłości poczynań ludzkich, jest istotnym powodem nieuchronnego rozbicia się jego psychiki o twarde kanty rzeczywistości.

»Wszystko w świecie jest ostatecznie marnością«, twierdzi Werter[2]. Ten rozdźwięk pomiędzy istnieniem a brakiem świadomości celu tego istnienia jest tak silny, że Werter ma stale odczucie, iż nie bierze czynnego w życiu udziału: albo wszystko, co go otacza, snem jest tylko smutnym, albo też on jest tylko widzem, patrzącym na przesuwające się przed jego oczyma jak w kalejdoskopie — figurki, albo też wresz-

  1. Str. 27.
  2. <str. 41.