Gdyby nie miłość, która mu »wyłamała skrzydła«, byłby bohaterem, człowiekiem czynu. Werter, gdyby był Loty nie poznał, byłby też skończył samobójstwem; zanim jeszcze Lotę poznał, już życie było dla niego tylko więzieniem, z którego pragnął wyzwolenia. Gustaw nie jest zatem »materjałem w rodzaju werterowskim«[1], a skutkiem tego niema też w Dziadach »werterowskiego Weltschmerzu, zniechęcenia do życia, jako bezcelowego istnienia, wyobrażenia o naturze, jako o potworze wiecznie przeżuwającym, słowem niema w nim pesymizmu«[2].
Werter jest bardziej zmysłowy niż Gustaw, i mimo wszystko praktyczniejszy niż Gustaw. Gustaw jest wprawdzie namiętny, ale nawskróś duchowy. Wreszcie inny jest stosunek do natury Wertera a Gustawa. U Wertera widzimy dwie fazy w tym stosunku: najpierw natura jest mu matką, piastunką, przyjaciółką; potem, gdy przyszło nań nieszczęście, — potworem wszystko pożerającym. U Gustawa pojęcie natury zbliża się do tego nastroju Wertera, jaki obserwujemy w chwili jego szczęśliwych przeżyć. Natura ta, nawet gdy jest w smutku, nie rozżala go, owszem uspakaja; szuka w niej ukojenia i znajduje przyjaciół: robaczka świętojańskiego, krzaczek, gałąź jedliny (Kallenbach).
c) po Mickiewiczu. Wpływ Wertera osiąga swe główne natężenie w Polsce właśnie po ukazaniu się Dziadów. Dopiero teraz przeżyć nam przyszło, chociaż nie w tak ostrej formie jak w Niemczech i na Zachodzie, gorączkę werterowską w życiu — a parodje werterowskie na scenie.
Wpływ na twórczość powieściową polską trwa nadal, splata się jednak z wpływem Byrona i uwydatnia się w małoznacznych i zapomnianych dziś (zresztą słusznie) utworach Janowskiego, Jastrzębskiego, Jurkowskiego, Krechowieckiego, Meyznera i innych.