odę[1], o której myślała, i zatopiłem się we fali wrażeń, wywołanych onem hasłem. Nie mogąc się przezwyciężyć, pochyliłem się i ucałowałem gorąco jej rękę, oblewając ją łzami upojenia. Potem spojrzałem znowu w jej oczy... O, wielki poeto[2], cóżbym dał za to, byś mógł widzieć ubóstwienie zawarte w tem spojrzeniu, i cóżbym ja dał za to, by nie słyszeć bluźnierstw, tak często miotanych na ciebie.
Nie wiem już doprawdy, na czem skończyłem poprzednią swą opowieść, wiem tylko, że dopiero o drugiej w nocy znalazłem się w łóżku[3], i gdybym mógł gawędzić z tobą miast pisać, przetrzymałbym cię pewnie do białego rana.
Nie opowiadałem ci jeszcze, co się działo podczas powrotu naszego z balu, i dziś nie mam na to czasu.
Był przecudny wschód słońca. Otaczał nas ociekający deszczem las i orzeźwione pola! Towarzyszki nasze zdrzemnęły się. Lota spytała, czybym nie zechciał naśladować ich, nie krępując się jej obecnością. — Jak długo spoglądam w oczy pani — odrzekłem, patrząc na nią znacząco — nie zachodzi niebezpieczeństwo zaśnięcia! — Trzymaliśmy się oboje dzielnie aż do leśniczówki. Służąca otwarła bramę, i na jej zapytanie odrzekła, że zarówno ojciec, jak i dzieci mają się dobrze i wszyscy śpią smacznie. Pożegnałem ją, uprosiwszy, by mi pozwoliła odwiedzić się dzisiaj jeszcze. Zgodziła się, pojechałem, a od tego czasu niech sobie słońce, księżyc i gwiazdy robią co chcą, nie wiem, czy dzień jasny, czy noc na ziemi, a świat cały znikł z mej świadomości.
- ↑ Lota miała na myśli odę Klopstocka Die Frühlingsfeier (1759). W drugiej części tej wspaniałej ody maluje poeta burzę i daje wyraz miłości i podziwu dla Stwórcy, którego wielkość przejawia się w grzmotach i błyskawicach, a dobroć i miłość w ożywczem działaniu deszczu.
- ↑ Klopstock.
- ↑ Werter mówi nie o dniu wycieczki, lecz o dniu następnym, w którym wieczorem opisywał przyjacielowi wrażenia, przeżyte poprzedniej nocy.