Strona:PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

bym się szanował, gdyż mogę przez to pójść na marne! O ty aniele! Dla ciebie żyć pragnę!

6 lipca.

Przebywa u łoża konającej przyjaciółki, ciągle ta sama, ciągle czujna, niebiańska istota, ustawicznie gotowa, gdziekolwiek rzuci okiem, nieść ulgę w cierpieniu i krzewić szczęście pośród ludzi. Wczoraj wieczorem udała się na przechadzkę z Marjanną i małą Melką[1]. Wiedziałem o tem, spotkaliśmy się i poszliśmy razem. Po upływie półtorej godziny znaleźliśmy się zdala od miasta, przy studni tak miłej mi, a stokroć droższej od tej pory. Lota usiadła na przymurku, myśmy stali przed nią. Rozglądnąłem się wokół i w pamięci odżyło wspomnienie owego czasu, kiedy serce me było tak samotne. — Droga studnio — powiedziałem do siebie, — oddawna już nie spocząłem w twym cieniu, często nie dostrzegałem cię nawet, szparko mimo ciebie bieżąc! — Spojrzałem na dół i spostrzegłem Melkę, idącą pospiesznie po schodach z napełnioną wodą szklanką. Objąłem wzrokiem Lotę i odczułem, czem jest dla mnie. Melka zbliżyła się z wodą, a Marjanna chciała ją wziąć z jej rąk. — Nie! — zawołało dziecko, robiąc powabną minkę. — Ty Loteczko musisz napić się pierwsza! — Byłem tak zachwycony owym, z głębi serca idącym, serdecznym okrzykiem, że musiałem dać wyraz swym uczuciom, podniosłem przeto do góry i ucałowałem gorąco małą, która zaczęła natychmiast płakać i krzyczeć. — Źle pan postąpiłeś! — powiedziała Lota, a ja zmieszałem się. — Chodź Melko, — ozwała się, biorąc dziewczynkę za rękę i sprowadzając ją na dół po schodach — umyj się, umyj prędko buzię świeżą wodą... prędko... prędko... a wszystko będzie dobrze. — Stała i przyglądała się, jak dziecko tarło uporczywie buzię mokremi rączkami, wierząc silnie, że cudowne źródło zmyje wszelką zmazę i nie dopuści okrutnej hańby posiadania szkaradnej bro-

  1. rodzeństwo Loty.