Strona:PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf/26

Wystąpił problem z korektą tej strony.

zezwolił z grzeczności na to, czego dzieciom odmówił z przekonania. Dosyć, że teatr postawiono znowuż, zaproszono dzieci kilku sąsiadów i sztukę powtórzono.
Jeżeli za pierwszym razem doznałem radości niespodzianki i zdziwienia, to za drugim wielką była rozkosz uważniéjszego patrzenia i badania. Jak to się dzieje? było teraz moją troską. Że lalki nie same mówiły, tom już sobie za pierwszą rażą powiedział; że się nie same przez się poruszały, domyślałem się również, ale dlaczego to wszystko było przecie tak ładne? i wyglądało tak, jakgdyby one same mówiły i ruszały się? i gdzie być mogły światła i ludzie? te zagadki niepokoiły mię témbardziéj, im więcéj życzyłem sobie być równocześnie wśród oczarowanych i czarujących, być równocześnie ukrytym sprawcą gry i napawać się jako widz radością złudzenia.
Sztuka miała się ku końcowi; robiono przygotowania do sceny dodatkowej; widzowie powstali i rozmawiali z sobą. Przecisnąłem się bliżéj do drzwi i poznałem po stukaniu wewnątrz, że zajmowano się uprzątaniem. Podniosłem dolny kobierzec i patrzałem poprzez rusztowanie. Matka spostrzegła, to i wyciągnęła mię stamtąd; dojrzałem wszelako tyle, że przyjaciół i wrogów, Saula i Goliata i jak się reszta nazywała, złożono do jednéj skrzynki; tym sposobem napół nasycona ciekawość moja świeżą karm’ otrzymała. Przytém z największém zdumieniem dostrzegłem, że porucznik był bardzo zajęty w téj świątyni. Już mię potém nie mógł zabawić śmieszek, chociaż bardzo głośno stukał obcasami. Zatopiłem się w głębokiem rozmyślaniu i byłem po owem odkryciu spokojniejszym i niespokojniejszym niż dawniéj. Kiedy się dowiedziałem czegoś, wydało mi się, że nie wiem nic zgoła; i miałem słuszność, brakło mi bowiem związku jednego z drugiém, a na tém zasadza się właściwie wszystko.




ROZDZIAŁ PIĄTY.


— Dzieci — mówił daléj Wilhelm — w dostatnich i dobrze urządzonych domach doznają takiego uczucia, jakiego doznawać mogą, dajmy na to, szczury i myszy; zwracają one uwagę na wszystkie szpary i dziury, gdzieby do zakazanych łakoci dobrać się mogły; nasycają się niemi z tą kryjomą rozkoszną obawą, która stanowi wielką część szczęścia dziecięcego.
Z całego mego rodzeństwa ja najwięcéj zwracałem uwagi na to