Klorynda także mężnie się stawiła,
Ardeliona rotmistrza starego
Na obie stronie sztychem przepędziła,
Dwu tuż przy sobie synów maiącego;
Barzo szkodliwie przez piersi raniła
Alkaliandra, syna co starszego.
Polfernus młodszy ledwie uszedł zdrowy,
Od ostrey szable mężney białeygłowy.
A kiedy nie mógł Tankred zapędzony
Dognać owego, bo miał koń leniwszy[1]:
Że się daleko uniósł zagoniony
Lud iego — uyźrzał wzad się obróciwszy.
A widząc, że był zewsząd okrążony,
Biegł mu na pomoc konia rozpuściwszy.
Za nim poskoczył pułk niezwyciężony,
W naygorszych raziech[2] zawsze doświadczony.
O pułku mówię sławnym Dudonowem,
[Będzie go Muza często wspominała]
Przed nim w przód Rynald szedł w kirysie nowem,
A uroda go sama wydawała,
Po białym orle w polu lazurowem
Erminia go zarazem poznała.
Rzecze królowi, co nań patrzył pilnie:
„O tem ci, co wiem, powiem nieomylnie“.