Słuchaiąc król tey Erminiey mowy,
Widział, że iego ludzie iuż przegrali,
Bo mężny Rynald y Tankred surowy
Iuż ich z obustron byli rozerwali.
Gdy zaś potem pułk natarł Dudonowy,
Nikt się nie oparł, wszyscy uciekali.
Sam od Rynalda koniem potrącony,
Ledwie wstał z ziemie Argant obalony.
Y nie wstałby był po tem uderzeniu,
By Rynaldowi koń był nie szwankował;
Zaczem mu noga uwięzła w strzemieniu
Y zmieszkał trochę, niżli iey ratował.
Nieprzyiaciel też po tem pogromieniu,
Do miasta pod mur rączo ustępował.
Sama Klorynda tylko w swey osobie,
Z Argantem, wszystkich trzymała w złey dobie.
Y on y ona mężnie y statecznie,
Postawaiąc wraz, tak naszych wspierali,
Że iako tako mogli uść bespiecznie
Ci, co do miasta naprzód uciekali.
Dudon zaś chciwy, chce szczęścia koniecznie
Pierwszego zażyć, siecze, bije, wali,
Raz tylko w łeb ciął mężnego Tygrana,
A zdechł zarazem, taka była rana.