Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/134

Ta strona została przepisana.
56.

A ten zamek był własny Arontowy,
Co mię z okrutney ręki wyswobodził;
A skoro tyran obaczył surowy,
Że mię y przestrzegł y że mię uwodził,
Potwarz y fałsz kładł na oboie nowy,
Y na to chytrze niecnotliwy godził:
Aby to, co sam chciał ze mną uczynić,
Mógł na nas złożyć y w tem nas obwinić.

57.

Tak to udawał, żem ia przenaięła
Tego Aronta na taką robotę,
Że go miał otruć; żebym na kieł wzięła
Y udała się zatem na niecnotę,
A sprosnego się wszeteczeństwa ięła,
Nie maiąc względu na żadną sromotę.
Ieśli to prawda, bodaybym umarła,
Y ziemia żywo niechby mię pożarła.

58.

Znośna to była[1] y nie wielkie dziwy,
Że krwie y moyey pragnął namiętnością
Ale że szczypał żywot moy uczciwy,
To była ciężka, to były żałości.
Potem się boiąc, aby moy życzliwy
Lud się nie uiął o me doległości,
Za nierządnicę mię do nich udawał
Y co mógł na mię zmyślał y dostawał.

  1. Znośna to była... to była ciężka, domyślne: rzecz (znośna, ciężka) porównaj używane dotąd zwroty: oczywista, mniejsza, jasna (porównaj także pieśń VIII, str. 266, zwr. 68).