Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/175

Ta strona została przepisana.
80.

Wprzód szedł Eustacy za nią zapędzony
Y ledwie mroku doczekał ciemnego:
Bieży, co koń ma mocy, prowadzony
Przez ślepe cienie od boga ślepego.
Całą noc prawie onę, obłądzony,
Tam y sam ieździł do świtu samego;
Skoro odniało, tam gdzie nocowała
Przypadł, gdy się iuż z noclegu ruszała.

81.

Po zwykłem zaraz poznawszy go znaku,
Pocznie nań wołać Rambald iadowity:
[Bo iego przyiazd nie był mu do smaku]
„A ty tu po co? masz tu rok zawity?“
Eustacy na to: „Wiem, że nie ma braku
Armida; chcę iey służyć iako y ty“.
„Kto cię iey oddał? nie służą tu tacy“.
„Miłość uprzeyma“ — odpowie Eustacy.

82.

„Iam od miłości — tyś szczęściem obran.
Któż się iey sługą słuszniey ma nazywać?“
Odpowie Rambald srodze rozgniewany:
„Nie możesz tego tytułu używać
Y nie godzieneś być między dworzany
Y z iey własnemi sługami przebywać;
A co gorszego, chcesz ukradkiem ieszcze
Dostać tey służby y mieć takie mieysce“.