Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/182

Ta strona została przepisana.
5.

Ia sie z mey strony, królu, opowiadam,
Że końca nie chcę tak obelżywego
Y tak sromotney śmierci; zaraz wsiadam,
Ani tu dnia chce czekać iutrzeyszego.
Wyrokówci ia niebieskich nie badam,
Niech będzie, co chce, z przeyźrzenia wiecznego:
To wiem, że umrę szablę w ręku maiąc,
Sławy y śmierci poczciwey szukaiąc.

6.

Ale ieśli co w sercach naszych żywię
Chęci do sławy nieoszacowaney —
Nie tylko umrzeć mężnie i uczciwie,
Alebym się też spodziewał wygraney.
Wsiadaymy na koń, iedźmy nie leniwie,
Sprobuymy szable dawno zapomnianey!
W naygorszych raziech — tak to powiadaią —
Nayśmielsze rady naylepsze bywaią.

7.

A ieśliście też nie tak barzo śmieli
Y nie tak wiele siłom swym ufacie,
Abyście z woyskiem wszystkiem wyniść mieli —
Na dwu rycerzów, lepiey, że to dacie.
Niech chrześcianie, ieśli będą chcieli,
(Bo tego słusznie pozwolić iem macie)
Broń obieraią, niech mieysce wydadzą
Y te sposoby, które się iem zdadzą.