Zatrzymał konia y nazad go wrócił
Y na Ottona, iako ptak, przypadnie,
Że się nie postrzegł, kiedy się obrócił
Y tak mu przyszło potrącić go snadnie.
Tem potrąceniem zaraz go ukrócił:
Drżą mu kolana, twarz mu wszystka bladnie,
Leci do ziemie[1], zatem się powalił;
Tak twardy był raz, który go obalił.
Sroży się Argant, piersi leżącemu
Podeptał, zwarwszy konia ostrogami,
„Tak będzie — woła — każdemu hardemu,
Iak temu, co mi leży pod nogami“.
Dopiero Tankred koniowi swoiemu
Nie da stać, ale popuści wodzami;
Żal mu Ottona, widzi, że źle sprawił,
Radby się po swem występku poprawił.
Z wielkiem ku niemu poskoczy okrzykiem,
Na rączem koniu, głosem nań wołaiąc:
„Ty, psie pogański, co się okrutnikiem
Czynisz nad więźniem, w ręku go trzymaiąc.
Znać to po tobie, żeś był rozbóynikiem,
Nawykłeś tego z Araby zbiiaiąc;
Nie godzieneś tey słoneczney światłości,
Dla swoiey dzikiey, zwierzęcey srogości“.
- ↑ do ziemie zamiast: do ziemi, starsza forma, 2-gi przyp. l. poj.