Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/193

Ta strona została przepisana.
38.

Ostatek Tankred Marsowi poruczy,
Cyrkaszczyk zgrzyta, ściska z gniewu zęby,
Chce odpowiedzieć, ale tylko mruczy,
Niezrozumiany dźwięk mu pada z gęby.
Iako więc obłok w niepogodę huczy,
Z którego piorun wypada trozęby —
Tak każde słowo Argantowe było.
Zdało się, że grzmi — kiedy wychodziło.

39.

A kiedy oba z onego łaiania
Wzaiemnego, gniew w sobie pobudzili,
Tak ten, iako ów, rączo do potkania
Szli y obadwa do siebie skoczyli.
Wy mi, o Panny, daycie do śpiewania
Głos tey woienney równy krotofili —
Wy samy rymy prowadzcie niegodne,
Niech będą z dzieły tak wielkiemi zgodne!

40.

Wielkie w rzemiennem drzewa niosąc toku.
Poszli do siebie oni dway rycerze;
Takiego biegu, albo raczey skoku
Nie było nigdy w żadnym bohaterze:
Bo, bez wątpienia, niedościgłe oku,
Ledwie tak leci wystrzelone pierze;
Drzewa się obie[1] o zbroie złamały,
Skry szły, a trzaski pod niebo leciały.

  1. drzewa... obie, dualis, porównaj Jabłonowski Ezop. „Śpi na obie uszy“.