Długo iuż czeka Tankred nademdlony,
Aza się kiedy poganin zmorduie;
Czasem się składa, czasem przez zagony
Na koło mu się rączo ustępuie.
A widząc, że ów trwa nieprzełomiony
Y co raz barziey siekąc, następuie —
Z obu rącz mieczem, także nie przestaiąc,
Siekł, iako y on, nie odpoczywaiąc.
Iuż umieiętność za nic prawie stoi,
Na siłach zgoła należało wiele,
Za każdem cięciem blachy miecz ukroi:
Albo w niey dziura, albo rana w ciele;
Pot płynie z czoła, krew ciekąc po zbroi
Miesza się w piasku y suchem popiele;
Miecze się, iako pioruny błyskały,
Zbroie od razów, iako nieba grzmiały.
Bohatyrowi swoyemu życzliwi,
Patrzą z niezmierną boiaźnią poganie;
Z niemnieyszem strachem y nie mniey wątpliwi
Czekaią także końca chrześcianie.
Y ci y owi, równo boiaźliwi,
Nikt nie rozdziewi gęby, patrząc na nie,
Żaden nie trunie, żaden się nie ruszy,
Tylko, że się kęs rusza serce w duszy.