Tę Erminia tylko pokrywała,
A maiąc często zapłakane oczy,
Gdy o przyczynę Klorynda pytała,
Wszystko na swóy stan składała sierocy.
Z nią w towarzystwie ustawnie bywała.
Wolno iey beło y we dnie y w nocy
Do iey łożnice y do yey pokoiu,
Lub z królem w radzie, lubo beła w boiu
Y przyszła tam raz y siedziała sobie
Chwilę, swe myśli sobie rozbieraiąc
Y o swoiego skrytego sposobie
Wyszcia za miasto w pole — rozmyślaiąc.
Kiedy tak długo stała w oney dobie,
Umysł wątpliwy różnie obracaiąc,
Z trafunku oczy rzuci na stół bliski
Y uyźrzy zbroię swoiey towarzyszki.
Westchnąwszy, rzecze: „O błogosławiony
Stan cney dziewice w takiey szczęśliwości,
Zayźrzeć iey muszę, nędzna z każdey strony,
Nie płci panieńskiey chwały, nie gładkości —
Ale, że iey nóg nie trudnią ogony.
Gmach iey zawarty nie bierze wolności,
Wychodzi, gdzie chce y chodzi we zbroi,
A sromoty się żadney ztąd nie boi.