Naostatek iuż tak się namyśliła,
[Miłość ią gwałtem wiodła niecierpliwa]
Y Kloryndzinę zbroię wynosiła
Cicho do swego gmachu ukwapliwa;
Łatwie się iey to zdarzyło: nie była
Z nią tam na ten czas żadna dusza żywa.
Noc też nadszedszy, dała pomoc snadną,
Życzliwa tem, co miłuią y kradną.
A kiedy tylko małe światło daiąc,
Gwiazdy świeciły, a noc pociemniała —
W iedney się dawney słudze swey kochaiąc,
Do pokoiu iey sobie zawołała;
Z iednem lokaiem, któremu ufaiąc,
Oboygu część swych myśli odkrywała:
Że uciec musi — na to tylko składa,
Ale dlaczego — tego nie powiada.
Lokay, kiedy się miała iuż wybierać,
Wszystkie zgotował potrzeby ku drodze;
Ona też zatem ięła się rozbierać
Z szaty, która szła do ziemie po nodze.
Potem się w kawtan przeszyty ubierać
Poczęła, w którem przystało iey srodze;
A tak się ubrać zarazem umiała,
Że iey mało co sługa pomagała.