Ale to u mnie, oycze, wielkie dziwy,
Iako po wszytkiey kiedy Palestynie,
Żołnierz tam y sam biega drapieżliwy —
Ty tak bespiecznie mieszkasz w tey krainie“.
Na to iey pasterz powiedział szedziwy:
— „Minął mię dotąd y da Bóg, mię minie
Żołnierz w tych lesiech, ani tu o woynie
Słychać y dotąd mieszkam tu spokoynie.
Lubo to nieba sprawuią życzliwe,
Że tu pasterza niewinnego bronią,
Lubo — iako więc pioruny straszliwe
Wysokie wieże pospolicie gonią —
Tak y łakomych żołnierzów krwie chciwe
Szable przed nędzą y ubóstwem stronią,
A na królewskie tylko ważą głowy
Y gdzie łup wiedzą bogaty gotowy.
Łatwiey się w swoiey chudobie ukryię,
Skarbów y żadnych nie chcę maiętności —
Wolno bez troski y kłopotu żyię,
W sercu niezbędney nie noszę chciwości;
Z przeźroczystego zdroiu wodę piię,
To moie skarby, to me szczęśliwości!
Z tego ogródka mam swe wyżywienie
Y z tego bydła moye dobre mienie.