Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/235

Ta strona została przepisana.
47.

Tak nieszczczęśliwy Tankred w one czasy,
Wpadł w niewidomą ciemnicę bespiecznie[1]
Y wszedł, zkąd nigdy — uwiązany pasy
Ciemnego mroku — nie mógł wyniść wiecznie;
Wprawdzie drzwi ruszył y mocne zawiasy
Silił się urwać rękoma koniecznie,
Lecz próżno, tylko głos słyszał: „Iuż w łyku
Wiecznie — Armidzin będziesz niewolniku!

48.

Tuć naznaczone na wieki mieszkanie.
Śmierci się nie bóy iednak z żadney strony!“
Nie odpowiada nic na to wołanie,
Lecz wzdycha tylko rycerz obłądzony;
Nieszczęściu łaye y narzeka na nie,
Głupstwo y miłość winuie strapiony:
Czasem sam z sobą rozmawia w milczeniu:
„Mnieysza — zbyć słońca, mnieysza — być w więzieniu;

49.

Więtsza — zbyć słońca dobrze iaśnieyszego,
Którego, ato, na wieki pozbędę
Y iuż z iey wzroku — nędzny — wesołego,
Nigdy podobno cieszyć się nie będę“.
Wtem na Arganta wspomni zuchwałego,
Dopiero westchnie: „Gdzie — pry — kolwiek siędę,
Gdzie się obrócę, wszyscy będą szydzić
Y tak, o hańbo, wiecznie się mam wstydzić!?“

  1. bezpiecznie 7, 47, 2 — nieostrożnie, niebacznie; 2, 49, 4; 13, 25, 2 — śmiało.