Ale go wieley wtrącili mężowie
Y na sobie go trochę zabawili:
Ormin, Grwid ieden y dway Gerardowie,
Rugier y zacny grof na Balnawili;
Lecz im go barziey cni bohaterowie
Ściskali, tem beł sroższy w oney chwili,
Tak, iako ogień, co gwałtem zamkniony
Wychodzi y mur niesie wywalony.
Zabił Ormina, w łeb ranił Gwidona,
Z Rugiera się też dusza gotowała,
W tem koło niego wielka zgromadzona
Kupa zewsząd go oszczepy sięgała;
Kiedy tak — iego siłą — bitwa ona
Z oboiey strony w równey wadze trwała.
Skoczywszy Hetman, rzekł Baldowinowi:
„Następuy z rotą swą ku posiłkowi.
A z prawego się uderz o nie boku,
Gdzie się naywięcey biią y mieszaią“.
Ledwie to wyrzekł — ze wszystkiego skoku
Bieżą y z boku śmiele się potkaią.
Za tem natarciem ustępuią kroku
Y wciąż poganie hurmem uciekaią;
Iuż się szyk zmieszał, hufce rozerwane,
Chorągwie zbite y w ziemię wdeptane.