Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/256

Ta strona została przepisana.
110.

Iuż prawe skrzydło także ustępuie,
Iuż niewidomey wszędzie pełno trwogi
Y wszyscy zgoła [tak ich strach zdeymuie]
Okrom Arganta, w prętkie pośli nogi;
Ten tyłu tylko sam nie ukazuie,
Ten twarz, ten y wzrok tylko trzyma srogi:
Ktoby sto mieczów, sto rąk miał przy ciele.
Nie uczyniłby — iako on — tak wiele.

111.

Trzyma na sobie miecze, groty, konie,
A przedsię za tak wielkiem nacieraniem,
Czasem to tego, to owego żonie
Y pełno trupów y przed niem y za niem;
Iuż zbroię, iuż ma potłuczone skronie,
Iuż krwią ściekł, a wżdy nie znać tego na niem,
Ale nakoniec gęsty w onem czesie
Lud go obraca y z sobą go niesie.

112.

Musiał tył podać za onemi wały,
Które go wielkiem gwałtem zabieraią,
Lecz iego kroki nie owych się zdały
Y serce także — którzy uciekaią:
Z oczu mu szczyre skry wyskakowały
Y postaremu zwykły gniew chowaią;
Zaiezdża swoich, żeby się wracali,
Nic nie pomogło — wszyscy uciekali.