Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/258

Ta strona została przepisana.
116.

W iednem czasie deszcz, grad, wiatr, zimna woda
Lękliwe biią chrześciany w oczy
Y ona sroga zbytnia niepogoda
Stanowi roty — równa czarney nocy;
Chorągwi nie znać, w ludziach wielka szkoda,
Którzy sobie dać nie mogą pomocy,
Bo tey Klorynda pogody zażyła
Y koniowi w bok ostrogi włożyła.

117.

Wołała na swych: „Za nami życzliwe
Niebo pomaga y za nas woiuie!
Patrzcie, iako nam samem przyiaźliwe
Twarzy y ręce wolne zostawuie,
A ich y w oczy y w czoła lękliwe
Biie y gniew swóy na nich ukazuie,
Światło im bierze, a nam drogę ściele —
Dziś do zwycięstwa, następuymy śmiele“.

118.

To rzekłszy, z ludźmi swoiemi natarła,
Tył niepogodzie tylko podawaiąc,
Y z chrześciany tak się mężnie zwarła,
Że poszła przez nie, mało wstrętu maiąc;
A co dopiero mało nie dał garła
Argant — bił naszych, srodze nacieraiąc;
Zaczem iuż wszyscy gwałtem uciekali,
A tyły mieczom y dżdżom podawali.