Taki lew bywa, kiedy naieżoną
Grzywą potrząsa y kiedy się sroży;
Ieśli ten przydzie, co mu przyrodzoną
Srogość okrócił — ogon pod się włoży
Y pod mistrzową ręką wyniesioną
Cierpi karanie y surowe grozy;
Iuż y paznokci y straszliwey gęby
Z wyostrzonemi zapomina zęby.
Tak powiadaią, że w ten czas widziany
Beł przy Goffredzie bohater skrzydlaty,
Co przedeń puklerz wystawiał, miedziany
(Cud przed dawnemi niesłychany laty!)
W ręce miecz goły krwią trzymał spluskany,
Która kroplami ściekała na szaty:
Podobno to krew z miast y królestw ciekła,
Które gniewliwa ręka iego siekła.
Skoro zgiełk ucichł, wszyscy kładli miecze
Y z mieczmi[1] zaraz zmiękczone niechęci.
Goffred odszedszy, to tam, to sam — miecze
Myśli wątpliwe y pilnie się kręci
Kilku dni więcey szturmu nie odwlecze
Y potrzeby ma wszystkie na pamięci;
Czasem sam idzie, czasem kogo ześle
Tam, gdzie tarany gotowali cieśle.
- ↑ mieczmi zamiast: mieczami, (por. pieśń I, str. 28, zwr. 63 i pieśń VI, str. 186, zwr. 73).